Lewicowy prezydent na preferencyjnych warunkach wydzierżawił kamienicę kolegom z partii. Jednak w ubiegłym roku SLD przegrał wybory w Zielonej Górze i stanął przed groźbą utraty kamienicy. Kończący piastowanie urzędu prezydent miasta raz jeszcze przyszedł z pomocą partyjnym kolegom i potajemnie zmienił warunki umowy na dużo bardziej korzystne dla Sojuszu. Zmiany są z pozoru niewielkie, ale w rzeczywistości - szczególnie dla miasta brzemienne w skutkach - twierdzi nowy wiceprezydent Zielonej Góry Janusz Baran: - Jeden z paragrafów mówił, że umowę zawarto na czas nieoznaczony. Zmieniono to na "czas oznaczony", czyli okres 10 lat. - Wprowadzając tę małą zmianę, były prezydent zabezpieczył SLD przed wypowiedzeniem umowy na najbliższe 10 lat. Żeby można było wypowiedzieć umowę najmu, to tylko można się oprzeć na przesłankach, które zawarte są w samej treści umowy: jeżeli nie będą wnoszone opłaty i jeżeli najemca lokalu będzie podnajmował na rzecz osób trzecich - tłumaczy prezydent Baran. SLD płaci regularnie, bo płaci mało, a nie wynajmuje, bo uniemożliwia mu to nowa ustawa, zakazująca partiom wynajmowania pomieszczeń firmom prywatnym. SLD może więc spać spokojnie - nowe władze nie wyrzucą go z kamienicy przez najbliższe 10 lat. A przecież już za 4 lata kolejne wybory, które SLD może znowu wygrać.