Kilka dni temu, zdała maturę, przed nią były egzaminy do szkoły teatralnej. Myślała również o polonistyce. W prezencie od ojca niedawno dostała samochód. W poniedziałek, 23 czerwca, wybrała się nim do biblioteki. Skontaktowała się z chłopakiem, swoje auto zostawiła u niego, dalej pojechali jego hondą. Za kierownicą usiadł Grzegorz. R. (19 l.), Dorota zajęła miejsce pasażera. Była godzina 15.30. Jechali aleją Jana Pawła II, nagle na ich pasie ruchu pojawiła się honda civic. Grzegorz nie miał czasu na reakcję. Wszystko wydarzyło się w ułamku sekundy. Chłopak nie zdążył zahamować. Uderzenie, hałas łamanych blach i cisza. Siła uderzenia była tak wielka, że hondę civic przewróciło na bok, a samochód, którym jechali młodzi ludzie, wyrzuciło na przeciwległy pas jezdni. Nie uratowali Straż i pogotowie przyjechały niemal natychmiast. Z wraków uwolniono cztery osoby. Kierowcy obu aut, Grzegorz i Stanisław N. (66 l.), z lekkimi obrażeniami zostali przewiezieni do 105 Szpitala Wojskowego w Żarach. Na oddział chirurgii ze złamaniem miednicy, żeber i obrażeniami narządów wewnętrznych trafiła również pasażerka hondy civic. Dorota, reanimowana zarówno w karetce, jak i po przewiezieniu na OIOM 105 szpitala, nie przeżyła. - Przez ponad dwie godziny, trzy zespoły reanimacyjne próbowały przywrócić jej czynności życiowe - mówi Marek Femlak, zastępca dyrektora 105 Szpitala Wojskowego. - Jej stan był krytyczny. Ściągnęliśmy pogotowie lotnicze, wtedy jej stan jeszcze się pogorszył. Nie nadawała się do transportu. Podejrzewaliśmy wielonarządowe urazy, uszkodzenia rdzenia kręgowego, struktur mózgu, klatki piersiowej. Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by uratować jej życie. Ratownicy do ostatnich chwil czekali przed salą operacyjną, aby oddać krew dla Doroty. Przeprowadzona następnego dnia sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci Doroty było pęknięcie żyły głównej doprowadzającej krew do serca. - Urazy wskazują, iż główne uderzenie nastąpiło w klatkę piersiową, a nie jak przypuszczano na głowę - wyjaśnia Barbara Neneman-Szachnowska, prokurator rejonowy w Żarach. - Innych poważnych obrażeń nie było, a już z pewnością nie mogły one spowodować śmierci. Z wstępnych ustaleń policji wynika, że obaj kierowcy byli trzeźwi, wiadomo również, że honda crx, którą jechali Grzegorz i Dorota, wyposażona była w sportowe pasy. Dziewczyna ich nie zapięła. Smutek i rozpacz Dorotę reanimowano w karetce, którą na co dzień jeździ jej ojciec. Pracuje w żarskim pogotowiu jako kierowca. Wieczorem miał pojawić się na dyżurze. W szoku, bólu po stracie córki pojechał do Gdańska po żonę, która była tam na wycieczce. Wybrała się z koleżankami ze szkoły, w której uczyła. - Nigdy nie zapomnę widoku, gdy mama Dorotki dowiedziała się od męża o śmierci córki - opowiada Lucyna Grzybowicz, szefowa żarskiego ZNP. - Z rozpaczy gryzła trawę. Wszystkich nas to przybiło. Rodzice i starszy brat Doroty są w rozpaczy. Z nikim nie rozmawiają, nawet z dalszymi członkami rodziny. Zamknięci w pokoju, w samotności próbują zrozumieć "dlaczego". Z pewnością żadne słowa nie wyrażą ich bólu. Bo czy można przeżyć coś bardziej okrutnego niż strata dziecka? W szoku jest również chłopak zmarłej. Wyszedł ze szpitala, ale jest w fatalnej kondycji. Życie sprawiało jej przyjemność Dorota była wyjątkową dziewczyną. W Zespole Szkół Ogólnokształcących im. Bolesława Prusa w Żarach, osiągała doskonałe wyniki w nauce, a między obowiązkami potrafiła znaleźć czas na swoje pasje: taniec, śpiew i deklamację.