Rysiek Pawłowski (15 l.) z młodszym o rok bratem Krzysztofem, 28 marca w Olbrachtowie, poszli do Władka, kolegi z sąsiedztwa. Drzwi były zamknięte, więc zapukali w okno. Nikt nie odpowiadał. Bracia skierowali się w stronę swojego domu. Nagle pojawił się za nimi Zygmunt P. (47 l.), ojciec Władka. Chwycił Ryśka i zaatakował go nożem. Zadał mu kilka ciosów w brzuch i klatkę piersiową. Rannego przewieziono do 105 Szpitala Wojskowego w Żarach. Od razu trafił na stół operacyjny. Przeszedł już dwie poważne operacje. Sławomir Gaik, dyrektor 105 szpitala, mówiąc o stanie zdrowia pacjenta, wykluczył bezpośrednie zagrożenie życia. Zygmunta P. policjanci schwytali kilkaset metrów od miejsca napaści. Na jego przesłuchanie trzeba było poczekać do następnego dnia, aż wytrzeźwieje. W wydychanym powietrzu miał 2,11 promila alkoholu. W niedzielę, 30 kwietnia, Sąd Rejonowy w Żarach aresztował go na 3 miesiące. Podczas przesłuchania, przyznał się do winy. Tłumaczył się, że był pijany i wpadł w furię. Prokurator postawił mu zarzut spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, za co grozi mu do 10 lat pozbawienia wolności. Dwie wersje wydarzeń Krzysztof, brat ofiary, twierdzi, że poszli do sąsiadów, żeby pogadać z Władkiem. Prokuratura ustaliła jednak nieco inną wersję zdarzeń. Prawdopodobnie bracia wybrali się do kolegi z innym zamiarem. Ponoć tego dnia ktoś pobił Władka na boisku, bo ten odgrażał się, że doniesie policji na Ryśka. Wieczorna wizyta miała odwieść go od tego zamiaru. - Tego dnia normalnie rozmawialiśmy z sąsiadem - opowiada w szpitalu Rysiek. - Zapukaliśmy tylko do drzwi i okien, by wywołać Władka. Potem odeszliśmy, nawet nie słyszeliśmy, jak za nami wypadł. Wtedy chwycił mnie za włosy i poczułem straszny ból. Pił bez opamiętania O napastniku we wsi nie mówią dobrze. - Nie pracował, utrzymywał się tylko z datków z opieki - opowiada spotkany na drodze mężczyzna. - Dzieciaki mu pozabierali do domu dziecka, żona mu zmarła i tak pił bez opamiętania. Rysiek, jego ofiara, też nie miał dobrej opinii. - Tego starszego cały Olbrachtów się bał - mówi o Ryśku jeden z mieszkańców. Genowefa Kaczorowska, dyrektor Gimnazjum w Mirostowicach Dolnych, do którego do końca lutego uczęszczał Rysiek, mówi, że z uwagi na trudne warunki w rodzinie chłopak był pod stałą opieką pedagoga. - Robiliśmy, co mogliśmy, dlatego w szkole nie było z nim większych kłopotów - twierdzi dyrektor. - Problemy zaczynały się w domu, rodzice sami potrzebowali pomocy, jego ojciec nie stronił od alkoholu. Również nauczyciele z OHP, do którego Rysiek chodził od marca, twierdzą, że w szkole chłopak nie sprawiał problemów wychowawczych. Lucyna Makowska