Wystarczy spojrzeć na witryny sklepów w Nowej Soli. Przecena, promocja, wyprzedaż czy angielskie "sale" - te słowa brzmią jak zaklęcie i sprawiają, że wyruszamy na wielkie zakupy. A żeby dorzucić do szafy jeszcze kilka markowych ciuszków za "grosze" chętnie zaglądamy do lumpeksów. W second handach sweterek Zary czy modną bluzkę z H&M można kupić dużo taniej niż w galerii. I gdy wracamy do domu obwieszeni torbami, to nie mamy wyrzutów sumienia, bo w ostatecznym rozrachunku udało nam się zaoszczędzić. Pokochaliśmy wyprzedaże Styczniowe wyprzedaże to nic innego jak sposób na ożywienie martwego sezonu. - Ludzie w grudniu wydali dużo pieniędzy na święta i prezenty, więc teraz chcieliby zaoszczędzić. I rzeczywiście na początku stycznia utargi mieliśmy kiepskie, ale we wtorek przeceniłyśmy towar i klienci znowu pojawili się w sklepie. W drugiej połowie stycznia, po wypłatach będzie ich jeszcze więcej - mówi pani Magda, ekspedientka ze sklepu z odzieżą w centrum Nowej Soli. W witrynach sklepowych pojawiły się plakaty informujące o przecenie towaru nawet do 50-70 procent. I jak tu nie ulec pokusie? Według badań CBOS z sezonowej obniżki skorzysta ok. 70 procent z nas. Niektórzy wybierają towar po obniżce, ponieważ nie mogą pozwolić sobie na wydanie dużej sumy, inni kupują na wyprzedażach dla samej satysfakcji oszczędzania. Właściciele sklepów zdają sobie z tego sprawę. - Wyprzedaż w naszym sklepie robimy dopiero drugi raz. Wcześniej ich nie było. Towar trafiał na pół roku do magazynu, a potem znowu na półki - opowiada Patrycja Łuszczak ze sklepu F2F. - Okazuje się, że wyprzedaż opłaca się wszystkim. Klienci płacą mniej, a dzienne utargi wcale nie są małe - dodaje. Przecena do potęgi 20-30 procent to żadna obniżka. Zdecydowanie bardziej przemawiają do nas wysprzedaże z prawdziwego zdarzenia. - W pierwszej kolejności klienci kupują to, co najbardziej potaniało. A jak przecena była mała, na przykład tylko o 10 zł, to czekają na kolejną - podkreśla pani Magda, ekspedientka. - Sporo mamy klientek, które zaglądają do nas niemal codziennie. Najpierw upatrują sobie bluzkę, a kupują ją dopiero po pierwszej lub drugiej przecenie. Jednak to wiąże się z pewnym ryzykiem. Nigdy nie ma pewności, że bluzka czy sweterek na nie poczekają - mówi pani Ewelina ze sklepu odzieżowego. Do tej grupy klientek należy pani Halina. Do sklepu odzieżowego, w którym sprzedają Magda i Ewelina, zagląda niemal codziennie. Najczęściej nic nie kupuje. Tym razem skusiła się na niebieski sweterek. - Nie ma co szaleć. Kupiłam tylko jedną rzecz, bo może trafi się jeszcze coś lepszego. To dopiero początek obniżek - stwierdza pani Halina. A może lepiej promocja? Nie wszędzie jednak hasło wyprzedaż działa jak magnes. W sklepie moda+ ceny spadły tydzień temu. Korzystając z okazji można zaoszczędzić nawet 40 zł na jednej rzeczy. Jednak klientów wcale nie jest więcej niż zwykle. - Oprócz sezonowych wyprzedaży kilka razy do roku mamy różne promocje. To one przyciągają zdecydowanie więcej osób. Ostatnio mieliśmy promocję 2+1, czyli kupując dwie bluzki trzecią dostawało się za dramo. Dużo osób, mimo że nie planowało wcześniej większych zakupów, brało wtedy dodatkowy ciuch - opowiada pani Magdalena, ekspedientka w nowosolskiej modzie+. Na częste promocje można liczyć zwłaszcza w sieciówkach. W Nowej Soli markowych sklepów jest jak na lekarstwo, dlatego sporo osób wybiera się na zakupy do dużych galerii, np. zielonogórskiego Focusa. - Mam kilka ulubionych sklepów, do których często zaglądam. Nie chodzi mi o szpanowanie marką, ale o dobrą jakość. Wiem, ile co kosztuje i ile zaoszczędzę, jeśli akurat uda mi się trafić na jakąś promocję, więc czemu z nich nie korzystać - stwierdza Kasia Kaczmarek, studentka z Nowej Soli. W pogoni za rozumem Okazuje się jednak, że z oszczędzaniem, tak jak z wszystkim innym, można przesadzić. W ferworze zakupów, w obliczu okazji zdarza nam się stracić zdrowy rozsądek. - Raz trafiłam na superokazję w Szachownicy, bluzki przecenili na 9,99 zł. Od razu kupiłam trzy w rożnych kolorach. Dopiero w domu zaczęłam się zastanawiać po co mi trzy takie same bluzki. Jedną oddałam mamie, drugą siostrze - opowiada Kasia Szewczyk. - Kupiłam w Pepco koszyczek za 12,99. Z jednej strony pomyślałam, że taki koszyczek mi się przyda w domu, z drugiej kolor nie pasuje mi do niczego. Gdyby nie wyprzedaż, nie kupiłabym go - przyznaje pani Asia. - Gdy klienci widzą, że coś jest przecenione to kupują i nie patrzą na nic. Zdarza się, że coś jest trochę przyciasne, mimo to postoją przed lustrem, ponaciągają tu i tam, i biorą - opowiada jedna z ekspedientek. Babska mania oszczędzania Jak zauważają sami sprzedawcy, lubimy być oszczędni. A właściwie to oszczędne, bo to głównie kobiety wybierają się na posezonowe "polowania". - Mężczyzna jak coś musi kupić, to po prostu to kupi. Okazje to domena kobiet, które często ubierają nie tylko siebie, ale również swoich partnerów - mówi pani Magdalena, sprzedawczyni ze sklepu moda+. Spostrzeżenia ekspedientów potwierdzają się. W nowosolskich sklepach spotykamy kobiety. Co zachęciło je do zakupów? Jakie produkty wybierają? Czy fakt, że sezon wyprzedaży w pełni ma znaczenie? W sklepie F2F drzwi prawie się nie zamykają. - Przyciągnęła mnie tu wyprzedaż. Rzuciły mi się w oczy wielkie czerwone napisy "sale"- nie ukrywa Marta Bebrys. - Często kupuję na wyprzedaży, bo mogę sobie pozwolić na więcej za te same pieniądze - wyjaśnia. Również w sklepie CCC nie brakuje klientek, które już teraz kupują buty na przyszłą zimę. Mimo że zimowa wyprzedaż zaczęła się zaraz po świętach, nadal można trafić na niezłą okazję. - Jeśli uda mi się kupić buty teraz, to sporo zaoszczędzę. W zeszłym roku kupiłam wysokie, skórzane kozaki o 200 zł taniej. Gdyby nie ta przecena, to musiałabym się dłużej zastanowić czy mnie na nie stać - przyznaje Anna Traczyk. Tani, ładny, oryginalny Prawie połowa mieszkańców Nowej Soli nosi ubrania z second-handów - to kolejny sposób na oszczędne ubranie się od stóp do głów. Nie ma znaczenia wiek, wykształcenie czy zasobność portfela. Ładny i oryginalny ciuszek w przystępnej cenie to łakomy kąsek dla każdego. - Większość moich koleżanek nosi używane ciuchy. Kiedy się z nimi spotykam widzę, że mają ładne i niespotykane w naszych sklepach ubrania. Kiedy pytam, gdzie kupiły, okazuje się, że w lumpeksie - przyznaje Paulina Szewczykowska. - Sama jednak nie mogę się przekonać do kupowania w lumpeksach - dodaje. - Nie mogę powiedzieć, że zarabiam mało, a mimo to często zaglądam do ciucholandów. Tutaj wynajduję dobrej jakości markowe ubrania, których nie oferuje żaden ze sklepów. Ale najfajniejsze jest to, że te rzeczy są niepowtarzalne - cieszy się pani Magda. - Mam kilka lumpeksów, do których zaglądam raz w tygodniu, po dostawie towaru. Zdarza mi się zaszaleć i wydać jednorazowo nawet 100-150 zł. W sklepie pewnie bym się zastanowiła, ale jeśli płacę tyle za kilka rzeczy, to wiem, że mi się to opłaca - opowiada Kasia Zalewska. Ceny lecą w dół Ludzi najczęściej nęcą niskie ceny. Ubrania można kupić na wagę albo wyceniane na sztuki. W kilku nowosolskich ciucholandach, w zależności od dnia tygodnia, ceny są różne. Z dnia na dzień spadają , a zakup tej czy innej bluzki opłaca się jeszcze bardziej. - We wtorki w naszym sklepie kilogram ciuchów kosztuje 8 zł. Są takie osoby, które przychodzą tylko w ten dzień - mówi pani Renata, pracownica second-handu przy ul. Moniuszki. To ostatnio jeden z popularniejszych sklepów z używaną odzieżą w mieście. Tu dostawa nowego towaru jest w każdą środę. Wtedy za kilogram trzeba zapłacić aż 45 zł. Jednak nie zniechęca to mieszkańców. Przed otwarciem pod drzwiami sklepu ustawia się spora kolejka. - Wtedy mamy tu prawdziwy szał. Nic dziwnego, na wieszakach można wynaleźć markowe ciuchy. Te cieszą się największą popularnością - dodaje pani Renata. - Zaglądam tu w każdą środę. Raz towar jest lepszy, innym razem nie kupię nic. Przejrzenie wieszaków zajmuje mi czasami godzinę, ale przynajmniej jest z czego wybierać - mówi pani Agnieszka. - Najbardziej opłaca się kupować bluzki i ubrania dla dziecka. Ważą mało, więc są tanie. Ale na fajny sweter potrafię wydać więcej. Wiem, że jakbym przyszła po niego za kilka dni, jak ceny spadną, to na pewno już ktoś inny kupiłby go przede mną. W lumpeksie trzeba się zastanawiać szybko, bo ubrania nie będą czekać na wieszaku jak w normalnym sklepie - przyznaje. Okazja czyni klientem W Nowej Soli jest około 70 sklepów z używaną odzieżą. W ciągu ostatnich kilku lat wyrosło ich jak grzybów po deszczu. Wskazuje to jednoznacznie na duże zainteresowanie tanim ciuszkiem. - Kiedyś interes kręcił się lepiej. Teraz konkurencja jest duża i trzeba walczyć o klienta. Dlatego robimy różne promocje. Na przykład w niektóre piątki i soboty sprzedajemy ciuchy na sztuki. Każda rzecz kosztuje wtedy 2 zł. To przyciąga ludzi - mówi Mariusz Tur, właściciel lumpeksu przy ul. Szerokiej. Podobne chwyty marketingowe stosują inni właściciele secondhandów. - Cztery razy w roku robimy wielką wyprzedaż sezonową. Wtedy udaje nam się sprzedać najwięcej i zrobić miejsce na nowy towar - zdradza pani Katarzyna, właścicielka sklepu na deptaku. - Dostawa też przyciąga klientów. W tym dniu wybór jest największy. Stałe klientki zawsze pytają, kiedy będziemy mieli nowy towar - dodaje. Anna Rybarczyk Anna Dębska