Arka - Lechia 2:0 (1:0) Bramki: Rośmiarek (2'), Ilnicki (80') Arka: Trojan - Galuś, Nowakowski (k), Romaniuk, Nakielski - Pojnar, Wróbel, Wesołowski (64' Brychcy), Druciak (40' Gad), Walter (89' Popyk) - Rośmiarek (74' Ilnicki) Kartki: Arka: Galuś, Wróbel, Walter (żółte) - Lechia: Pawliczak, Kojder (żółte), Łuszkiewicz (ż+ż=cz) Standardowo przed meczem u siebie piłkarze spotkali się na przedmeczowej odprawie w sali zabaw "Dżungla". - Ten człowiek (mowa o Sławku Cieśli dop. red.) zapewnia nam świetne warunki, żeby przed meczem spokojnie porozmawiać, omówić założenia, wypić kawę, zjeść ciastko. Potem krótki spacer, całą grupą na stadion. To nam dużo daje - mówił o porannych spotkaniach w "Dżungli" trener Arki Zbigniew Smółka. Po raz drugi w tej rundzie w meczu u siebie Arka wygrała 2:0. - To nie będzie tak, że Lechia się cofnie, to oni będą grać, a my będziemy czekać - prorokował przed meczem trener Arki. Co więcej, dokładnie przewidział zarówno skład zespołu gości jak i ustawienie na boisku. Fanatstyczny początek Pierwsze parędziesiąt sekund meczu to dwie dobre akcje ofensywne nowosolan zakończone wywalczeniem rzutów rożnych. Po drugim z nich goście przebijają piłkę na linię 16 metrów wprost pod nogi Waltera. Nasz zawodnik wstrzela w pole karne, piłka odbija się od nóg obrońców Lechii i spada na 5. metr tuż obok Rośmiarka. Ten obraca się, strzela w światło bramki i zdobywa gola. Przy założeniu, że Arka miała grać z kontry, nie mogło być lepszego scenariusza. Od tej chwili można było spokojnie grać z tyłu i szukać szans w kontrach. Był to kolejny mecz, podczas którego nasi piłkarze w pełni realizowali zaplanowany scenariusz - bezpieczna gra w defensywie, osamotniony Rośmiarek na szpicy, długie piłki na niego lub crossy na bocznych pomocników. Nie da się ukryć, że jeśli chodzi o prowadzenie gry, rozgrywanie piłki, przeważała Lechia. Jednak tylko do 35. metra przed bramką Trojana. Potem nasza defensywa czyściła wszystko. Goście uderzali co prawda w stronę bramki Trojana, ani razu jednak nie trafili w światło bramki. Byli bezsilni. Owa bezsilność zaowocowała tym, co tydzień wcześniej wyprawiali piłkarze Walki. O ile na boisku sporo było walki, sporo przerwań akcji ze strony naszego zespołu, tak goście, choć faulowali rzadziej, byli bardziej brutalni. Nie udawało się z gry, zaczęły się groźne dla naszych piłkarzy faule. W 40 minucie Wróbel zostaje ostro "wycięty" przez Łuszkiewicza, dodatkowo napastnik gości uderza naszego piłkarza w twarz, rzekomo niechcący. Na boisku zrobił się mały kocioł, zapachniało awanturą. Na szczęście sędziemu udało sie sytuację opanować. Ponadto podczas zejścia zespołów do szatni zielonogórzanie próbowali podpuszczać naszych zawodników dosyć niewybrednymi tekstami. Piłkarze Arki nie dali się jednak sprowokować. Ilnicki na dobicie Początek drugiej połowy to nadal konsekwentna realizacja planu trener Smółki. Arka cofnięta, czekająca na okazje do kontry. Długie piłki trafiały do Wróbla, ten szybko zdobywał pole i dośrodkowywał. Raz blisko szczęścia był Wesołowski, raz za późno zamknął akcję Walter. Kluczowy moment meczu to 56 minuta. Z piłką wychodzi Galuś, zostawia Łuszkiewicza, ale na tyle blisko, by ten pomyślał o wślizgu. Trafia jednak w nogi naszego zawodnika, za co otrzymuje drugą żółtą a w konsekwencji czerwoną kartkę. Od tej pory mogliśmy być praktycznie pewni zwycięstwa. Po godzinie gry padł pierwszy strzał w światło bramki Arki. Trojan jednak pewnie obronił strzał Okińczyca. Następne minuty to napór Arki, uderzali Rośmiarek i Nakielski, raz piłka przeszła obok, raz obronił Jaroszewski. W 80 minucie katastrofalny błąd popełnił Szeląg. Praktycznie za darmo oddał piłkę Galusiowi, ten natychmiast ruszył do przodu, wyśmienicie dośrodkował na długi słupek a mocną piłkę z impetem trafił głową Tomek Ilnicki. Prowadziliśmy 2:0. W doliczonym czasie gry przed szansą stanął Kojder, strzelił z bliska, lecz Trojan nie dał się zaskoczyć. Chłopcy z wielkiego miasta wracali do szatni z nietęgimi minami, a trener Lechii wzburzony tym, co zobaczył zapowiedział, że poda się do dymisji. Pancerna Arka Przy tak defensywnie ustawionym zespole w ciągu 360 minut wiosennych gier straciliśmy tylko jedną bramkę. Siłą Arki jest ogromna dyscyplina zespołu na boisku, nie ma ułańskiej fantazji, nie ma ryzykownych zagrań. Na boisku pojawia się czołg, o który rozbijają się przeciwnicy. W ofensywie siejemy popłoch za sprawą bocznych pomocników i wszechobecnego Druciaka, który w ostatnim meczu zagrał jedynie część meczu wskutek kontuzji. Doskonale w zespół wpisał się Walter, który zastąpił na lewej flance kontuzjowanego Struzika, choć w Zabrzu zagrał lepiej niż w Nowej Soli. Czarną, mało widoczną pozornie robotę wykonuje cofnięty Pojnar, warto zaznaczyć, że jego zadanie to wspomaganie tyłów, faktycznie tnie wszystko, co przechodzi przez jego plac. W defensywie czwórka obrońców gra koncert co mecz, dodatkowo w sobotę genialnie w ofensywie zagrał Galuś, którego kilka zerwań do przodu dały sporą moc ofensywie Arki. Rośmiarek zimno egzekwuje to, co ma, myli się rzadko i skuteczność jego strzałów jest bardzo wysoka. Nie sposób pominąć wyczynów młodzieży. Trojan w każdym meczu broni niesamowite piłki, Wesołowski gra, jakby grał już w III lidze dziesiąty sezon, zero stresu, zero odpuszczania i co najważniejsze odpowiedzialnie. Przed Arką w tym tygodniu dwa mecze. W środę mecz Pucharu Polski z Orłem Międzyrzecz, w sobotę mecz z trudnym przeciwnikiem, Gawinem Królewska Wola. A że Gawin tej wiosny jeszcze jakby się nie obudził, a Arka stała się postrachem pewniaków, z pełną odpowiedzialnością wypada być dobrej myśli.