W sobotę ok. godz. 17.00 na wiadukcie kolejowym koło Zakęcia doszło do tragedii. 16-letni nowosolanin, uczeń gimnazjum spadł na biegnące pod spodem tory. Chłopak zginął na miejscu. O tym, że grupa młodych ludzi chodzi po wiadukcie, dyżurny nowosolskiej policji został zawiadomiony przez anonimowego informatora tuż przed tym, zanim doszło do nieszczęścia. Wysłany na miejsce patrol nie zdążył jednak dotrzeć na czas. - Gdy funkcjonariusze dojechali na miejsce, zastali leżącego na szynach chłopaka. Spadł z wysokości około sześciu metrów. Wezwany na miejsce lekarz pogotowia stwierdził zgon - mówi Teresa Janusz, rzecznik prasowy nowosolskiej komendy. Policjanci ustalili, że 16-latek, mieszkaniec Pleszówka, chodził z kolegami po wiadukcie. - Ten wiadukt jest niezabezpieczony. To skandal. Kilka lat temu zginęły tam dwie młode osoby z Zakęcia. A mimo to kolej nic z tym nie robi - mówi chcący zachować anonimowość pracownik PKP. Opowiada, że wiadukt nie ma w podstawie desek, chodzi się więc po metalowych przęsłach, pod którymi płynie prąd kolejowej trakcji o napięciu 3 kV. W takim przypadku, jak twierdzi, należy zachować co najmniej 1,5 metra bezpiecznej odległości od przewodów.