Przez remont, który w nowosolskiej SP nr 8 trwa w nieskończoność, uczniowie klas 1-3 muszą korzystać z toalety w drugim budynku. W nim lekcje mają klasy 4-6. Żeby każdy na przerwie zdążył skorzystać z toalety, dyrekcja postanowiła, że starsze dzieci (klasy 4-6) zaczną lekcje o godz. 8.00, a młodsze (klasy 1-3) piętnaście minut później. W praktyce wygląda to tak, że gdy jedni mają przerwę, drudzy wciąż siedzą na lekcjach. Dyrektor Julian Michalik zapewniał rodziców, że to jest rozwiązanie tylko na czas remontu. Tymczasem rodzice usłyszeli, że "innowacyjny" system pozostanie. Dzwonki się pomnożyły Córka pani Marii (imię zmienione) chodzi do trzeciej klasy. W domu narzeka, że przez przerwy w środku lekcji nie może skupić się na nauce. - Jest rozkojarzona, kiedy podczas lekcji widzi za oknami biegające i krzyczące dzieci - mówi pani Maria. Nauczyciele przyznają, że w tym galimatiasie dzieci mają problemy z koncentracją. Dzwonków jest tyle, że nie wiedzą, na które reagować. Rodzice zgodnie stwierdzili, że trzeba wrócić do starego systemu. Petycje w tej sprawie zanieśli do dyrektora. Ten nie dał się przekonać. Według niego, dzieci na obecnej sytuacji korzystają, bo jest bezpieczniej. Co niebezpiecznego mogłoby je spotkać na przerwach? Zdaniem dyrektora, starsi koledzy i koleżanki oraz tłok. Zgoda musi być Nad wejściem do budynku, gdzie uczą się młodsi uczniowie, wisi tablica: "Zakaz wejścia do seg. D uczniom klas IV-V-VI". Teoretycznie zakaz nie funkcjonuje w drugą stronę, bo młodsze dzieci mogą wchodzić do budynku starszych kolegów, żeby skorzystać z toalety. Maluchy, chcąc dostać się do biblioteki, automatu z napojami czy sklepiku szkolnego, muszą przejść przez hol. Problem pojawia się, gdy zaczyna się w-f, bo uczniowie grają na holu w ping-ponga. Żeby nikt im nie przeszkadzał, na straży stoi nauczyciel, któremu muszą powiedzieć, po co chcą wejść na hol. Gdy córka pani Marii zapytała nauczycielkę, dlaczego nie może wejść na hol, usłyszała "A ty chciałbyś żeby ci ktoś na w-fie przeszkadzał?". Sami byliśmy świadkami, jak nauczyciel w-f przeganiał młodszych uczniów, którzy siedzieli koło stołów ping-pongowych. Pani Maria słyszała od córki, że dzieci, chcąc odwiedzić swoje starsze rodzeństwo, muszą wychodzić podczas lekcji i kłamać, że idą do toalety. Nie powinien lekceważyć rodziców O wyjaśnienie sprawy dziennikarze poprosili dyrektora Michalika. Nie chciał z nimi rozmawiać. Roman Sondej, lubuski kurator oświaty, o podobnych praktykach w innych szkołach nie słyszał. Jego zdaniem, to dyrektor odpowiada za bezpieczeństwo w szkole i jeżeli widzi jakieś zagrożenia, związane ze zbyt dużą ilością dzieci na przerwach, może wprowadzić inną organizację zajęć. To powinno być jednak ujęte w statucie szkoły. Dziwi go natomiast fakt, że szkoła chce realizować coś, czemu jest przeciwna większość rodziców. Zapowiada, że skontaktuje się z dyrektorem Michalikiem, żeby zapytać o cel takiej organizacji szkoły. W statucie, w punkcie 38. "Organizacja zajęć lekcyjnych", jest napisane: "Organizację stałych obowiązkowych i nadobowiązkowych zajęć dydaktycznych i wychowawczych określa tygodniowy rozkład ustalony przez Dyrektora Szkoły na podstawie zatwierdzonego arkusza organizacyjnego, z uwzględnieniem zasad ochrony zdrowia i higieny pracy." Zatem to dyrektor określa w jakich godzinach dzieci mają lekcje, a w jakich przerwy. Nie może jednak zapominać o punkcie 11. statutu, w którym zaznaczone jest, że szkoła powinna uczyć "poszanowania godności każdego człowieka i nabywania umiejętności właściwych relacji z kolegami i koleżankami." Patryk Świtek