Rolnik przekonuje, że wszystkiemu winne są dzikie zwierzęta, które udaremniły wzrost roślin. Liczył na odszkodowanie od Hodowli Zwierząt Zarodowych Osowa Sień, ponieważ pole znajduje się bezpośrednio na tym terenie łowieckim. Łowczy Teodor Marciniak, reprezentant HZZ uznał, że nie ma podstaw do jego wypłaty. - Na tym polu kukurydza w ogóle się nie zawiązała. Wybiórczo sprawdzałem kolby, które dojrzały. Wszystkie były puste lub miały po kilka ziarenek. Pole było zachwaszczone, a kukurydza źle uprawiana - przekonuje łowczy Teodor Marciniak. Rolnik nie zamierza przyjąć tej argumentacji. Twierdzi, że posiał kukurydzę zgodnie z zaleceniami i poniósł koszty jej uprawy. Obaj panowie nie potrafili dojść do porozumienia, więc mediacji podjęła się niezależna komisja. Członkowie komisji: przedstawiciel Urzędu Miasta i Gminy we Wschowie oraz wschowskiego oddziału Lubuskiej Izby Rolniczej wizytowali pole na początku października i zaproponowali salomonowe wyjście. - Obejrzeliśmy pole, wzięliśmy pod uwagę suszę jaka panowała w tym roku i na podstawie przelicznika stosowanego przy wydajności tego typu uprawy zaproponowaliśmy odszkodowanie na poziomie równowartości 600 kilogramów - relacjonuje Marian Kociubiński, naczelnik wydziału rolnictwa, ochrony środowiska i infrastruktury Urzędu Miasta i Gminy we Wschowie. T. Marciniak nie wyraził zgody na tę propozycję. Bez ekspertyz biegłych, trudno oceniać wartość utraconych plonów. Z pewnością do tak trudnych sytuacji nie dochodziłoby, gdyby rolnicy potrafili zorganizować się i w konkretny sposób, mając poparcie gmin i izb rolniczych, zmusili koła łowickie do działań prewencyjnych. - Znane mi są regiony, gdzie pod wpływem nacisków rolników koła łowieckie na własny koszt ogradzają pola uprawne. W ten sposób unika się ewentualnych roszczeń i pozbywa wszelkich wątpliwości, kto odpowiada za niski plon: dzikie zwierzęta czy czynnik ludzki? - tłumaczy Ryszard Mróz, wojewódzki inspektor ochrony roślin i nasiennictwa w Gorzowie. kab