Syn trafił za handel marihuaną do więzienia, biznesem zajęła się więc jego mama, tata i babcia - informuje "Gazeta Lubuska". Policja nie zdradza szczegółów sprawy, bo śledztwo trwa. Wiadomo tylko, że chodzi o mieszkanie na Zawarciu. - Nastolatki i dzieci kupowały tam narkotyki od 49-letniej Mirosławy Ch., która poporcjowaną trawkę trzymała w szafie - powiedział wczoraj "GL" rzecznik komendy Sławomir Konieczny. Gdy policyjna ekipa weszła do mieszkania, znalazła tam 100 porcji marihuany! Gdy dilerki nie było w domu, biznesu doglądał jej 50-letni mąż Krzysztof Ch. - Mamy już dane 20 nastolatków, którzy zaopatrywali się u tego małżeństwa w środki odurzające - usłyszała "GL od S. Koniecznego. Oboje dostali już zarzuty. Grozi im od trzech do 10 lat więzienia. Policja ujawniła, że para zajęła się handlem narkotykami zaraz po tym, jak w maju aresztowano ich syna. Mężczyzna do dziś za sprzedaż narkotyków siedzi w więzieniu. - Bliscy po prostu przejęli po nim interes - dodaje rzecznik. Jednak to nie koniec rodzinnej sagi. Swój wkład w przestępczy biznes miała też babcia dilera, 69-letnia Mirosława J. Kobieta na polecenie Mirosławy i Krzysztofa Ch. suszyła marihuanę na swoim strychu. Na razie nie wiadomo, co się z nią stanie. Tłumaczy że nie miała pojęcia, co trzyma na stryszku.