Było wczesne, słoneczne popołudnie, kiedy dziewięcioletnia Weronika przybiegła do wychowawczyni z pytaniem, czy może pobawić się na placu przed wschowskim domem dziecka. Niecałe cztery godziny później policja wszczęła jej poszukiwania. Po dwóch kolejnych odnaleziono jej ciało. Zabił ją 15-letni Kamil, kolega z domu dziecka. Te mury krzyczą Z chwilą, gdy rozpoczynała się dobranocka policja, strażacy, ochotnicy i mieszkańcy Wschowy przeczesywali miasto i jego okolice. Na ślad naprowadziła ich informacja, że Weronika wyszła z Kamilem, a tego widziano na Kaczych Dołach. I właśnie tam zintensyfikowano poszukiwania. Wokół ruin nie ma już policyjnych taśm, ale to miejsce i tak krzyczy. Młodzież przychodzi tu od soboty. Zapalają znicze dla cukiereczka. Matka odeszła, ojciec molestował O Weronice nie mówiło się inaczej, jak przylepka. Z dumą prezentowała się koleżankom w nowej, komunijnej albie. W maju miała przyjąć sakrament. Tej niewinnej iskierki życie nie rozpieszczało od początku. Kiedy miała cztery lata, matka porzuciła zarówno ją jak i dwoje starszego rodzeństwa. Ojciec przez kilka lat samotnie wychowywał dzieci. - Opieka nad chłopcem i dwoma dziewczynkami wydawała się nienaganna do chwili, kiedy wyszło na jaw, że molestował seksualnie najstarszą córkę, dziś trzynastolatkę. Trafił do więzienia. W styczniu ubiegłego roku, cała trójka zamieszkała w domu dziecka - mówi Jarosław Sielecki, prezes Sądu Rejonowego we Wschowie. Błagała sędziego, żeby go zabrali Ponoć człowiek nie rodzi się zły. Ale to nie dotyczy Kamila. Matka, która dziś ma ograniczone prawa rodzicielskie, od początku nie dawała sobie z nim rady. Kradł, uciekał z domu, potem kolejnym opiekunom. Z grupą wyrostków z Wrocławia napadł na ludzi. Bił, pił, ćpał. - I taki człowiek trafił do naszego domu. Dostałam jego teczkę, niekompletną. Nie było w niej informacji o większości toczących się przeciwko niemu śledztw. Poprzedni opiekunowie odpowiadali zdawkowo, uczulili mnie jedynie, że pali... O kolejnych przestępstwach dowiadywałam się z czasem - mówi Barbara Tlałka, dyrektor Domu Dziecka we Wschowie. Nasuwa się jedna myśl: do domu dziecka podrzucono kukułcze jajo. Pani Barbara jest pedagogiem z trzydziestoletnim stażem i już po kilku dniach wiedziała, że to nie jest miejsce dla Kamila, że bezzwłocznie należy umieścić go w placówce resocjalizacyjnej. Nie przestrzegał żadnych zasad. Był agresywny. Jego ucieczek nie sposób zliczyć. W ciągu pierwszych trzech miesięcy pobytu w placówce poza domem był 70 dni. Do wydziału rodzinnego Sądu Rejonowego w Lesznie wysyłała kolejne wnioski o przeniesienie i wszczęcie postępowania o demoralizację. Pisała wprost, że Kamil stanowi zagrożenie dla życia pozostałych dzieci. Od listopada 2008 roku do kwietnia 2009 walczyła z biurokratyczną machiną. Bezskutecznie. 2 kwietnia błagała telefonicznie sędziego, by natychmiast zabrał 15 - latka. Usłyszała, że nie ma podstaw. Tony papierów, zero działania To nie jedyna tragedia do której, z powodu opieszałości systemu, doszło w tym roku w domu dziecka. Leszczyński sąd rejonowy ma niewiele na swoją obronę. Jego wiceprezes, Zygmunt Przytulski, opieszałość wydziału rodzinnego tłumaczy obowiązkiem proceduralnym i nieuchwytnością Kamila. - Aby podjąć decyzję o przeniesieniu konieczne było sporządzenie psychologicznej opinii przez biegłego z Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno - Konsultacyjnego w Lesznie. Dwukrotnie w RODK wyznaczono terminy, ale Kamil nie stawiał się na wizyty, bo był na ucieczce. Termin trzeciej wizyty minął kilka dni przed tragicznymi wydarzeniami. Kamil odmówił przyjścia - informuje sędzia Przytulski. Zabrakło dyscypliny Władysław Chilarski, dyrektor Gimnazjum nr 2 we Wschowie bezskutecznie szukał sposobu na zdyscyplinowanie ucznia. - Do szkoły prawie wcale nie chodził. Nasze możliwości to obniżenie sprawowania, nagana i relegowanie ze szkoły, ale to i tak nic by nie dało. Kamila niewiele to obchodziło. Namawiałem go na podejście do egzaminów końcowych. Nie chciał - relacjonuje Władysław Chilarski. Mogła go uczłowieczyć Cyniczny bandyta, "zwyrodnialec", "zwierzę o najniższych instynktach". Takie określenia padają pod adresem mordercy ze Wschowy. Tylko ksiądz Krzysztof Maksymowicz, proboszcz wschowskiej parafii św. Jadwigi Królowej mówi, że ta tragedia dotknęła dwóch rodzin. Ma nadzieję, że zabójca zrozumie to, co zrobił, a jeśli pojmie - będzie to dla niego torturą. Kapłan jest chyba jedynym, który dostrzega w 15 - letnim mordercy człowieka. Nieletni czy dorosły? Morderca na trzy miesiące trafił do schroniska dla nieletnich w Chojnicach. To młodzieżowy odpowiednik aresztu śledczego. W tym czasie Sąd Rejonowy w Lesznie, który jest w trakcie przejmowania sprawy od SR we Wschowie zdecyduje, czy nastolatek będzie odpowiadał za swoje czyny, jak osoba dorosła. KAROLINA BODZIŃSKA