Sprawa stała się głośna po wydarzeniach w Tallinie, gdzie usunięcie pomnika rosyjskich żołnierzy doprowadziło do gwałtownych rozruchów. Również w Polsce odezwały się głosy, żeby usunąć obeliski będące symbolem komunizmu. Wczoraj minister kultury Kazimierz Ujazdowski zapewnił, że projekty te nie są skierowane przeciwko Rosji, a jedynie dążą do usunięcia świadectw dyktatury komunistycznej i nazistowskiej. - Należy szanować te pomniki, które dotyczą wysiłku samych żołnierzy. Trzeba złożyć pokłon, bez względu na intencje z jakimi Związek Radziecki przystępował do koalicji - mówił minister. - Nie mam sympatii dla Rosjan, ale miejsca pamięci trzeba szanować - przyznaje 57-letnia mieszkanka Kostrzyna Bogusława Bambecka. Mieszkańcy miasta, z którymi rozmawiała gazeta, są tego samego zdania. Pani Bambecka, z zawodu fryzjerka, w czasach szkolnych musiała nosić kwiaty na groby żołnierzy radzieckich. Pamięta też opowieści o wojennych gwałtach Rosjan, ale uważa, że miasto powinno dbać o cmentarz. Leży on na starówce, dwa kroki od przejścia granicznego. Pochowano tu 255 żołnierzy, którzy pod koniec wojny walczyli o Kostrzyn. - Nie nazwałbym ich wyzwolicielami, ale żołnierz to żołnierz: wykonuje tylko rozkazy - mówi "GL" miejscowy historyk Józef Piątkowski, emerytowany major Wojska Polskiego. Jego zdaniem, cmentarz wojenny, bez względu na to, kto jest tam pochowany, powinien być miejscem chronionym. - Wydajemy rocznie 14 tys. zł na dwa cmentarze wojenne - mówi rzecznik prasowy kostrzyńskiego magistratu Przemysław Jocz. Drugi jest w Drzewicach i spoczywają tam jeńcy wojenni. Pieniądze daje państwo. Przed samorządem jednak nie lada zadanie, bo okazuje się, że cmentarz ze starówki trzeba będzie przenieść. Tylko dlatego, iż remontowany będzie jeden z bastionów, który przylega do nekropolii. Ponadto pęka mur, który dźwiga tzw. obelisk Kerbela i grozi to katastrofą budowlaną - wyjaśnia "Gazeta Lubuska".