Na mszę i święcenie pokarmów, 22 marca, do malutkiego kościoła we wsi przyszło wielu mieszkańców, również tych, którzy na co dzień nieregularnie uczestniczą w nabożeństwach. Kościół był zapełniony, część osób stała przy wejściu. Zrobił łaskę - Ksiądz od samego początku był jakiś podenerwowany. Doszedł z kropidłem tylko do końca ławek, dalej już nie święcił. Szybko wysłał ministranta do zebrania pieniędzy na tacę, po czym zaczął nas obrażać - opowiada Helena Medyńska. - Zachowywał się tak, jakby zrobił wielką łaskę, że poświęcił pokarmy. Krzyczał, aby nie wchodzić do salki dla chóru, bo są tam strome schody. Potem powiedział: "Wyjdźcie, poganie, z kościoła, nie róbcie z siebie idiotów!" - Było mi bardzo przykro, dlatego od razu wyszedłem ze swoim synkiem - mówi Grzegorz Lewoniewski. - A przecież my ten kościół od podstaw budowaliśmy w czynie społecznym - dodaje starszy mieszkaniec wsi. - Cegła po cegle stawialiśmy go w latach 70. I teraz spotyka nas taka przykrość. Więcej moja mogą nie postanie w tym kościele, chyba że ten ksiądz odejdzie. My go tu nie chcemy! Skarga do kurii H. Medyńska zaznacza, że przeżyła już czterech proboszczów. - Ale żaden nie był tak bezczelny jak obecny - uważa. - Ksiądz powinien stanowić przykład, szczególnie podczas świąt, które są czasem pojednania i przebaczania. A zachował się skandalicznie. Do tego stopnia, że część ludzi, zarówno młodych, jak i tych starszych, od tego momentu przestała przychodzić na msze - mówi H. Medyńska. - Starałam się wyjaśnić tę sprawę z księdzem, ale od razu mi odburknął, czy chcę zająć jego miejsce. Jestem sumienną katoliczką, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Mieszkańcy dodają, że zamierzają złożyć skargę na proboszcza do Kurii Biskupiej w Zielonej Górze. Będą też prosić o jego odwołanie i przydzielenie nowego. - Znam sprawę tylko z mediów. Gdy wpłynie do nas skarga na księdza, rozpatrzymy ją - zapewnia Andrzej Sapieha, rzecznik zielonogórskiej Kurii Biskupiej. - Na razie nie chcemy komentować, czy ksiądz postąpił właściwie, czy nie. Śmiechy i hałas Ksiądz Marian Kapa przyznaje, że użył słowa "poganie". Jego zdaniem, to określenie nie jest obraźliwe, oznacza po prostu ludzi oddających część ciałom niebieskim, przedmiotom i rzeczom. Ma pretensje tylko do części osób, które przyszły do kościoła. Twierdzi, że w to najważniejsze dla chrześcijan święto nie potrafili się zachować, jak przystało na prawdziwych katolików. Śmiali się i hałasowali. - Niektórzy przyszli tylko poświęcić pokarmy i niewiele to miało wspólnego z wiarą - mówi proboszcz. - Odwiedzili kościół, bo tak nakazuje tradycja. Mam prawo usunąć ludzi, którzy zapominają o powadze miejsca, jakim jest kościół. - Żadnych śmiechów nie słyszałam. Były tłumy ludzi z małymi dziećmi, które trudno uciszyć, stąd hałas - komentuje zarzuty księdza H. Medyńska. - A do kościoła ludzie chodzą wtedy, gdy czują taką potrzebę, niekonieczne na niedzielne msze. Autor: Piotr Piotrowski