Sos grzybowy, zupa z borowików, jajecznica z kurkami czy marynowane prawdziwki. Na samą myśl o tych smakołykach już cieknie ślinka. Nie pozostaje nam nic innego niż z piosenką z Kabaretu Starszych Panów "A może i na grzyby, na grzyby..." wyruszyć w poszukiwaniu smakowitych okazów. Powszechnie wiadomo, że grzyby najlepiej rosną po deszczu, a tego ostatnio nam nie brakuje, więc gdy tylko wstanie słońce w lasach roi się od grzybiarzy. Jedni zbierają na własne potrzeby, inni na handel. Kto pierwszy, ten lepszy - Zrywam się na nogi jak jest jeszcze ciemno, bo w lesie chcę być po szóstej. Do dziewiątej mam już zebrane dwa duże koszyki - mówi pani Bożena, grzybiarka z Niedoradza. - W lasach koło Niedoradza pełno jest ludzi. Przyjeżdżają z Nowej Soli, Wrocławia, a nawet z zagranicy. Jak przyjdzie sobota to samochodów w lesie stoi więcej niż na parkingu w Zielonej Górze - śmieje się kobieta. Nie tylko otyńskie lasy obrodziły. Amatorów grzybobrania nie brakuje także w zagajnikach za nowosolskim szpitalem, koło Bytomia Odrzańskiego czy Nowego Miasteczka. Od Przyborowa aż po Konotop pomiędzy drzewami błyszczą zaparkowane auta. Wszystko to oznaka trwającego wielkiego grzybobrania. - Teraz grzybów jest dużo. Nie trzeba daleko szukać, żeby coś uzbierać. Rosną w dużych lasach i przy drodze - mówi pan Józef, starszej daty grzybiarz z Niedoradza. - Ale jak grzybów mniej, to mamy swoje kąty - dodaje. Mimo że grzybów jest w bród, niektórzy swoich miejsc bronią jak skarbu i trzymają w wielkiej tajemnicy. Jeden z nowosolskich grzybiarzy po czterdziestce, gdy zobaczył w lesie "intruzów" zbliżających się do jego ulubionego miejsca, położył się i schował między jagodami. Kup pan grzyba... Ci, co nie lubią chodzić po lesie, a tym bardziej chować się przed innymi grzybiarzami w leśnych krzakach albo zwyczajnie nie mają czasu, nie muszą iść do lasu, żeby delektować się smakiem grzybów. Pomimo pospolitego ruszenia na grzybobranie wciąż jest spore grono tych, którzy je po prostu kupują. Wzdłuż drogi przed Niedoradzem, jak co roku grzyby sprzedaje kilkanaście osób. Na klientów czekają do zmierzchu, nawet gdy pada ulewny deszcz, bo przecież zawsze można schować się w aucie. Prawdziwki, kurki, kanie, rydze... grzybów do wyboru, tylko kupujących mało. - Najszybciej schodzą prawdziwki, rydze i kurki. Te grzyby, które najtrudniej samemu znaleźć - twierdzi pan Józef. - Kupcie państwo kanie na kotlety, bo inaczej nie pogadamy - zażartował stary handlarz, który sprzedażą trudni się od czerwca do października. - Zarobić można różnie, czasem 100 zł, czasem 30, a czasem 50 zł. Ale są takie dni że stoimy tu za darmo - kręci nosem pan Józef. Pani Bożena mówi, że część klientów zabrała S3. - Samochody nie jadą już przez wieś, mniejszy ruch, mniej ludzi. A do tego w tym roku tyle grzybów, że każdy woli sobie sam nazbierać - żali się kobieta. Okazałe okazy Przy drodze na Niedoradz z koszyczkami siedzi także pani Jadwiga Rynowiecka: - W naszej rodzinie zbiera się grzyby od pokoleń. Kiedyś też chodziłam do lasu, ale teraz już nie, bo dla mnie za ciężko. Córka i wnuk zbierają, a ja pomagam im sprzedawać. Eryk ma dopiero 13 lat, ale jest dobrym grzybiarzem. Sam bardzo szybko potrafi duże wiaderko uzbierać. I jakie piękne grzyby znajduje - pokazuje kobieta. Ze swoich zbiorów jest także dumny Czesław Kuczyński: - Byłem z kolegami na grzybach w Borowcu, pierwszy raz nas tam zawiało. Udało mi się zebrać cztery wiadra grzybów, głównie czarne łebki i parę kozaków - opowiada. Okazuje się, że Borowiec to jedno z bardziej urodzajnych miejsc, jeżeli chodzi o obecność grzybów. - Mam z cztery miejsca, w których rosną duże okazy i wcale nie trzeba daleko chodzić - uśmiecha się tajemniczo spod czapki Marian Gotowiec. Co to za miejsca? - A tego to nie powiem... Niewiedza może kosztować życie W koszykach grzybiarzy można znaleźć także inne "okazy". Mimo licznych apeli okazuje się, że co roku dochodzi do wielu zatruć. - Raz przejeżdżała koło nas kobieta z reklamówką pełną grzybów. Chciała się pochwalić tym, co zebrała i okazało się, że wszystkie grzyby były trujące. Jeden po drugim przeglądaliśmy i w reklamówce nie zostało nic - wspomina J. Rynowiecka. - Jak ludzie się nie znają, to powinni zbierać tylko podgrzybki i prawdziwki, to się nie pomylą. No i może jeszcze z czerwonym kozakiem nie będą mieli problemu - stwierdza pan Józef. - Ludzie są nieodpowiedzialni. Nie rozumiem dlaczego zbierają grzyby z blaszkami, mimo że nie mają o tym pojęcia. Niewiedza może kosztować kogoś życie - stwierdza pan Mariusz. Mimo że grzyby zbiera od dziecka w razie wątpliwości odpuszcza. - Mogę powiedzieć, że znam się trochę na grzybach, ale jest tyle gatunków, że czasami trudno się połapać, wtedy lepiej taki dać sobie spokój - dodaje mężczyzna. Wielu niedoświadczonym grzybiarzom wydaje się, że najbardziej niebezpieczne grzyby to szatany. - Nic bardziej mylnego. Szatan nie jest trujący, ale niejadalny. Zmienia smak potrawy na gorzki, a nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie jadł czegoś tak potwornie gorzkiego. Najgorsze są muchomor jadowity i sromotnik. To nimi się ludzie najczęściej zatruwają - zaznaczają grzybiarze. Wystarczy jednak odrobina podstawowej wiedzy i doświadczenia, aby rozpoznać kanie. - Kania jest biała i mięsista, nie robi się różowa jak się ją dotknie - pokazuje pani Jadwiga. Jednocześnie zapewnia, że jeśli ktoś ma wątpliwości, może przyjechać do Niedoradza i poprosić o przejrzenie koszyka. Anna Rybarczyk Mariusz Pojnar