O całej sprawie radio RMF informowało wraz z "Rzeczpospolitą" w ubiegłym roku. Kopeć wraz z żoną zakupili 280-metrowe mieszkanie, które w planach miejskich było lokalem użytkowym. Nie mogli zatem na jego kupno zaciągnąć kredytu mieszkaniowego i odpisać ulgi remontowej. Nie mogli, ale odpisali. Prokuratura przedstawiła wówczas żonie posła, Zuzannie K. zarzut złożenia nierzetelnego oświadczenia kredytowego. Podejrzeniami nie objęto za to byłego barona SLD w Zachodniopomorskiem, ale całą sprawę i tak umorzono. Roman Witkowski z Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wlkp. powiedział reporterowi RMF, że o takim zakończeniu sprawy zdecydowały zeznania żony Kopcia. - Nie mam podstaw, by jej nie wierzyć - stwierdził lakonicznie. Wiadomo, że kobieta przyniosła do prokuratury jakieś mapy z czasów, kiedy lokal należał do upadłych Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego. Na pewno nie przyniosła za to dokumentów z magistratu, w których byłoby zapisane, że lokal miał przeznaczenie mieszalne, bo takiego pisma po prostu nie ma. Wykazała to zresztą prokuratura w Stargardzie Szczecińskim, stwierdzając, że wniosek Kopciów w sprawie kredytu był na zakup lokalu mieszkaniowego, gdy w rzeczywistości zakupiony lokal znajdował się w budynku przeznaczonym jedynie na cele administracyjno-biurowe. Złamanie prawa potwierdziła też Izba Skarbowa, która nakazała małżeństwu zwrot ulgi remontowej. Jak widać, nie wystarczyło to prokuratorowi Witkowskiemu. Na jakiej podstawie umorzył sledztwo, być może zechce to wyjaśnić Prokuratura Apelacyjna w Poznaniu. Postanowienie prokuratury nie jest prawomocne. Pokrzywdzonemu - w tym przypadku bankowi, który udzielił kredytu - przysługuje zażalenie.