Żona chciała rozwodu i wyprowadziła się razem z córkami - to najbardziej prawdopodobna przyczyna makabrycznego planu 33-latka z Zielonej Góry. Mężczyzna w sobotę udusił swoje dzieci i żonę, potem wyjechał z miasta i popełnił samobójstwo. Na to, że zbrodnia była zaplanowana, wskazuje działanie mężczyzny, który odczekał aż kobieta wyjdzie na zakupy. Wtedy wszedł do mieszkania, by zamordować swoje córki - 9- i 13-letnią. - Ułożył je tak, jak ojciec kładzie do snu swoje dzieci. Ja to tak odbieram. Widok na miejscu był przerażający - mówi prokurator rejonowy Robert Kmieciak. Potem mężczyzna zabił żonę, zamknął mieszkanie i wyjechał z Zielonej Góry do rodziców mieszkających w Nowej Soli. Nie powiedział, co zrobił, ale mówił o myślach samobójczych. By je rozgonić, rodzina zabrała go na imprezę nad jezioro. Tam zastał ich telefon z informacją o makabrycznym odkryciu w Zielonej Górze. Zabójca wtedy uciekł, rodzina znalazła go powieszonego. Sąsiedzi niczego nie zauważyli Reporterowi radia RMF FM udało się porozmawiać z sąsiadami rodziny. Ci twierdzą, że nie zauważyli niczego podejrzanego. - Często widziałem imprezy. Przychodzili ludzie, siedzieli na balkonie, ale nic nie wskazywało na to, żeby coś tu się takiego działo - mówiła jedna z mieszkanek bloku. Małgorzata Stanisławska z zielonogórskiej policji stwierdziła również, że od strony formalnej sytuacja wygląda podobnie. - Sprawdziliśmy wszystkie informacje w naszych policyjnych rejestrach i nie mieliśmy nigdy informacji, żeby dochodziło tam do przemocy. Policjanci też nigdy wobec tej rodziny nie podejmowali żadnych interwencji - tłumaczyła Stanisławska. Do zbrodni doszło w sobotę. W mieszkaniu znaleziono zamordowaną kobietę i jej dwie córki w wieku 9 i 13 lat. Sprawcą jest 33-letni mąż i ojciec. Mężczyzna popełnił samobójstwo - jego ciało znaleziono 80 km od Zielonej Góry w miejscowości pod Wschową. (es) Adam Górczewski