Od trzech lat uczniowie i uczennice bytomskiej podstawówki i gimnazjum na egzaminach kończących szkołę wypadają średnio albo nawet poniżej średniej powiatowej. W takich przypadkach kuratorium każe placówce przygotować "program i harmonogram poprawy efektywności kształcenia". Dyrekcja bytomskiej szkoły postanowiła jednak nie pisać programu na zasadzie sztuki dla sztuki, tylko zrobić coś, co może przynieść efekty. Skąd to warunkowe "może"? - Robimy, co w naszej mocy, próbujemy różnych dróg, ale nie wiemy, czy to przyniesie efekty - zastrzega Stefania Mirecka, dyrektorka Zespołu Szkół. Nie ma się czego wstydzić Program, wdrażany od września, składa się z kilku punktów. Pierwszy, edukacyjny, polega na zorganizowaniu dodatkowych zajęć pozalekcyjnych z tych przedmiotów, które są na egzaminie. Nowość jest taka, że są one obowiązkowe! Szkopuł w tym, że z frekwencją bywa kiepsko. Stąd pomysł na zdyscyplinowanie... rodziców uczniów migających się od zajęć. Problem jest na tyle poważny, że w jego rozwiązanie zaangażował się sam burmistrz Jacek Sauter. - Najczęściej na zajęciach nie ma tych, którzy ich najbardziej potrzebują. Jeśli rodzice nie włączą się do naszego programu, to efektów w postaci poprawy wyników nie będzie. Dlatego czas wziąć się za rodziców - ostrzega J. Sauter. W pierwszej kolejności z opiekunami wagarowiczów będzie się kontaktował szkolny pedagog. A jeśli jego interwencja nie pomoże? - To zajmie się tym strażnik miejski. A jeśli trzeba będzie, to możemy nawet skierować do sądu wniosek o ograniczenie praw rodzicielskich - przestrzega burmistrz. I jednocześnie namawia do tego, aby rodzice nie wstydzili się korzystać z pomocy specjalistów: pedagoga, psychologa, logopedy, itp. - To nie jest żadna ujma, tylko pomoc - tłumaczy J. Sauter. - Rodzice się obawiają, że takie dzieci będą traktowane gorzej. A jest wręcz przeciwnie: to ma pomóc nauczycielom w odpowiednim podejściu do ucznia - potwierdza S. Mirecka. Pielęgniarka waży tornistry Jeśli jest przysłowiowy "bicz", musi też być i "marchewka", a będą nawet dwie. Pierwsza to nowe ławki, pojedyncze i o regulowanej wysokości, aby "rosły" razem z uczniami. Na razie kupiono 150 sztuk do klas I-III, kosztowały 30 tys. zł. Kolejnym bonusem dla uczniów, a także pomocą w łatwiejszej nauce, mają być... lżejsze tornistry. Ich ważeniem zajęła się szkolna pielęgniarka. Pierwsze wnioski już są. - W wielu przypadkach to rodzice niepotrzebnie obciążają swoje pociechy, kupując ciężkie torby ze stelażami, które ważą 2-3 kilogramy. A można kupić tornister równie wygodny, ale dużo lżejszy - zaznacza S. Mirecka. Kolejny zły nawyk, to kupowanie zeszytów formatu A4, zamiast mniejszych A5, i do tego w twardych oprawach. - Dlatego nauczyciele będą namawiać rodziców do tego, aby kupowali dzieciom zeszyty w cienkich okładkach i aby zwracali uwagę na wszystkie inne niepotrzebne drobiazgi, jakie uczniowie pakują, jak np. kolorowe karteczki czy kapsle - zapowiada dyrektorka. Ale to nie wszystko. W dużym stopniu za ciężar na plecach odpowiadają grube podręczniki. - Planujemy kupno kompletów niektórych podręczników, dla całych klas. Wtedy uczniowie nie musieliby ich nosić, byłyby one przechowywane w szkole - mówi S. Mirecka. Część książek będzie kupiona, część dyrektorka chce pozyskać od starszych roczników. Zbiórka już się zaczęła. Krzysztof Koziołek