W beczkach zgromadzonych w Przylepie (Zielona Góra) znajdowały się substancje silnie trujące powodujące bóle głowy, nudności, zawroty głowy czy utratę przytomności. Tak wynika z ekspertyzy, którą dysponują śledczy z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze. O tym, że odpady są niebezpieczne dla mieszkańców i jest problem z ich składowaniem, Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Zielonej Górze wiedział od 2014 roku. W sobotę po południu hala po dawnych zakładach mięsnych, w której znajdowały się chemikalia, stanęła w ogniu. Politycy z obu stron politycznego sporu rzucili się sobie do gardeł i wzajemnie przerzucali się odpowiedzialnością za taki stan rzeczy. Na miejscu zdarzenia pojawili się natomiast przedstawiciele resortu klimatu i środowiska - minister Anna Moskwa i wiceminister Jacek Ozdoba. I choć starali się uspokajać mieszkańców, że nic im nie grozi, sami mieli na twarzach maseczki ochronne. Zwrócił na to uwagę poseł Dariusz Joński i inni politycy opozycji, którzy zastanawiali się: skoro jest tak bezpiecznie, dlaczego ministrowie mają maseczki? Po co ministrom maski? Jacek Ozdoba: Profilaktycznie Zwróciliśmy się do wiceministra Ozdoby z pytaniem, dlaczego w Przylepie on i minister Moskwa mieli maseczki, skoro - ich zdaniem - "nie ma zagrożenia dla zdrowia i życia mieszkańców", jak mówiła Moskwa. - Zdarza się, że profilaktycznie zakłada się maseczki, jeśli jest się zaledwie kilka metrów od bezpośredniego pożaru - mówi Interii Ozdoba, który przekonuje, że wraz z Moskwą znaleźli się w centrum dowodzenia chwilę po tym, jak odeszli od pożaru. - Co innego większa odległość. Zdjęcie, które jest wykorzystywane jako rzekomo dalekie, zostało zrobione kilkadziesiąt metrów od tego zdarzenia. Oczywiście nikt potem nie stosował maseczek. To szukanie dziury w całym - uważa wiceminister Ozdoba. - Zarówno Państwowa Straż Pożarna, jak i Inspekcja Ochrony Środowiska nie zanotowały na aparaturach przekroczenia czynników, które są związane z bezpośrednim zagrożeniem. Takie informacje dostaliśmy. Nieprawdą jest, że nie było nas blisko zdarzenia, bo pojawiliśmy się dokładnie w miejscu, gdzie był pożar. Opozycja nawet z tym kłamie - dodaje polityk Suwerennej Polski. Pożar ugaszony. Co z zagrożeniem? Tymczasem minister Moskwa w poniedziałek znów starała się uspokajać, że mieszkańcom tamtych terenów nic nie grozi. - Powietrze jest bezpieczne, środowisko jest bezpieczne, mieszkańcy mogą normalnie funkcjonować - dowodziła na antenie radiowej Jedynki. Pożar hali z niebezpiecznymi odpadami w Przylepie pod Zieloną Górą strażakom udało się ugasić w niedzielę wieczorem. Na miejscu wciąż jednak nie pracują śledczy z prokuratury. - Na miejscu jest zagrożenie dla życia i zdrowia prokuratora, który prowadziłby oględziny - tłumaczy rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze Ewa Antonowicz. Dodała, że najprawdopodobniej w poniedziałek po południu zostaną podjęte decyzje co do dopuszczenia śledczych na miejsce pożaru. - Wstępnie, w godzinach popołudniowych, być może, ekipa śledcza będzie dopuszczona do tego miejsca - podkreśliła.