28-letniego Mariusza M. policja zatrzymała już w dwa dni po ataku na policjanta. Sąd aresztował go na trzy miesiące. Prokuratura stawia mu zarzut usiłowania zabójstwa połączony z rozbojem. Policjant w ciężkim stanie Przypomnijmy. W sobotę 24. października, po godz. 5 rano do nowosolskiego szpitala przywieziono rannego mężczyznę. Miał trzy rany od noża i był w krytycznym stanie. Kiedy na miejsce przyjechali policjanci okazało się, że to ich kolega, 24-letni Tomasz S., starszy posterunkowy ze służby konwojowej. Policjant razem ze swoją dziewczyną bawił się wcześniej w policyjnym kasynie a później w jednym z nowosolskich lokali. Potencjalnego sprawcę policja namierzyła już w poniedziałek. To Mariusz M., 28-letni nowosolanin, który razem z matką mieszkał na os. XXX-lecia, blisko miejsca tragedii. Mocz w słoiku i kominiarka - To wszystko wyglądało jak w filmie sensacyjnym - opisuje wrażenia z zatrzymania chłopaka jeden z internautów. M. trafił do policyjnej izby zatrzymań gdzie spędził dwie doby, w czwartek rano sąd na wniosek prokuratora aresztował go na trzy miesiące. - Postawiliśmy mu zarzut usiłowania zabójstwa połączony z rozbojem - mówi Kazimierz Rubaszewski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze. Taka treść zarzutu świadczy o tym, że motywem zbrodni był powód rabunkowy. I rzeczywiście, prokuratura potwierdza, że mogło chodzić o pieniądze. - Sprawca przeszukiwał samochód - przyznaje Rubaszewski. Mariusz M. początkowo przyznawał się do wszystkiego, ale teraz odmawia składania wyjaśnień. Według naszych informacji podczas przeszukania policja w piwnicy natrafiła na kominiarkę, lornetkę i saperkę. W pokoju, który zajmował M. śledczy znaleźli gromadzony w słoikach mocz. Policja zabezpieczyła kilka noży, ale wśród nich nie było narzędzia zbrodni. Fakt, że sąd przychylił się do wniosku prokuratura świadczy jednak o tym, że śledczy mogą mieć ślady potwierdzające udział Mariusza M. w tych wydarzeniach. - Są dowody, które pozwalają przyjąć, że to on - potwierdza Kazimierz Rubaszewski. Policja cały czas bada zgromadzone ślady. Chłopak będzie również badany przez biegłych psychiatrów. Kurator wiedział, nie powiedział Ustaliliśmy, że Mariusz M. już kiedyś był skazany za usiłowanie zabójstwa. W 2004 r. w lesie pod Nową Solą zaatakował nożem grzybiarza. Już wtedy lekarze stwierdzili u niego zaburzenia psychiczne. Mariusz M. spędził w więzieniu trzy lata. Wyszedł dwa lata temu pod warunkiem dalszego leczenia psychiatrycznego. Według naszych informacji jakiś czas po wyjściu z więzienia Mariusz M. przestał przyjmować leki. Ustaliliśmy, że matka chłopaka o tym, że się nie leczy i że jest niebezpieczny kilka razy informowała kuratora sądowego. Urzędniczka nie powiadomiła o tym sądu, ale zaproponowała i pomogła przygotować wniosek o ubezwłasnowolnienie chłopaka. Mariusz M. nie stawił się na pierwszą rozprawę, termin kolejnej wyznaczono na grudzień. Czy kurator popełnił błąd? - W takich sytuacjach rozsądniej i szybciej byłoby poinformować sąd o tym, że chłopak się nie leczy i odwiesić karę - komentuje jeden z nowosolskich prawników. Dlaczego kurator tego nie zrobił? - Rozmawiałem z kuratorką, która prowadzi tą sprawę i rzeczywiście matka chłopaka sygnalizowała, że jej syn się nie leczy. Kuratorka rozmawiała w tej sprawie z lekarzem. Doradziła jej również złożenie wniosku o ubezwłasnowolnienie - mówi Andrzej Bogucki, prezes Sądu Rejonowego w Nowej Soli. - Dlaczego kuratorka nie poinformowała sąd o złamaniu warunków przedterminowego zwolnienia? - Akta tej sprawy odesłaliśmy do Sądu Okręgowego w Zielonej Górze do sprawy o ubezwłasnowolnienie. Bez ich dokładnej analizy trudno powiedzieć, czy doszło do złamania warunków, być może terminy w tej sprawie już minęły - mówi Bogucki i obiecuje, że wyjaśni sprawę. Policjant wraca do zdrowia Tymczasem policjant, którego zaatakował nożownik, czuje się coraz lepiej. Kiedy mężczyzna trafił do szpitala jego stan był ciężki. Napastnik zadał mu trzy rany ostrym narzędziem. Policjant miał przebitą klatkę piersiową i pękniętą tchawicę co spowodowało wewnętrzny krwotok. W szpitalu w Nowej Soli lekarze zszyli mu ranę brzucha i skierowali go do szpitala w Zielonej Górze, gdzie zajęli się nim specjaliści od tego typu urazów. Policjant przeszedł dwie kilkugodzinne, ciężkie operacje. Przez kilka dni funkcjonariusz był utrzymywany w stanie śpiączki farmakologicznej. Teraz mężczyzna jest już przytomny i rozmawia z lekarzami. Jego życiu już nie zagraża niebezpieczeństwo. Został przeniesiony z oddziału intensywnej terapii na chirurgię. - Zaczyna marudzić, więc jest naprawdę dobrze - żartuje Adriana Wilczyńska, rzeczniczka prasowa zielonogórskiego szpitala.