Na ul. Lelewela w Kunicach pieniędzy na chodnik wystarczyło tylko po jednej stronie. Drugą od jezdni dzieli gliniasta nawierzchnia, wyjeżdżona przez parkujące obok bloków samochody. - By dojść do przejścia dla pieszych spory kawałek musimy maszerować grząskim poboczem - denerwuje się Danuta Kuczma. - A gdy popada deszcz, buty są w takim stanie, że w sklepie wstyd się pokazać - dodaje. Teren w pobliżu przejazdu kolejowego (przy ul. Kolejowej) - chaszcze zarastają nie tylko pobocze, ale i chodnik. - I ten bałagan. Wszystko upstrzone papierami, butelkami i puszkami po piwie. Kiedy ktoś się za to weźmie? - pyta Władysław Kuczma. - To, co zrobiono 20 lat temu, już się sypie. Potrzebny operatywny radny Nie odnawiany przez kilkadziesiąt lat chodnik przy ul. Pułaskiego, biegnący po jednej tylko stronie jezdni, na spacery się nie nadaje. - Wolę przejść się brzegiem ulicy. Gdy słyszę silnik nadjeżdżającego samochodu schodzę na bok, bo na chodniku można sobie nogę złamać . O przejściach dla pieszych pomarzyć tylko możemy. Chyba że wybierzemy w końcu jakiegoś operatywnego radnego. Inaczej nic się nie zmieni - denerwuje się pani Czesława. Czas odświeżyć urząd Przed domem Benona Kempiaka, przy ulicy Westerplatte, jazda samochodem osobowym przypomina slalom. - Jeśli komuś nie uda się ominąć potężnej wyrwy w jezdni wypełnionej wodą, ryzykuje urwanie koła, a błotnista woda opryskuje ogrodzenie mojej posesji. Denerwuję się za każdym razem, gdy patrzę na odnowiony jesienią murek - mówi się pan Benon. Kempiakowie kilka razy w roku malują ogrodzenie. Teraz zapowiedzieli wystąpienie do gminy o zwrot kosztów. Winą za stan drogi Kempiak obarcza pobliską hutę szkła. Według niego dziury w drodze to robota ciężarówek dojeżdżających do zakładu. Zamiast jeździć za zabudowaniami, kierowcy wybierają skrót. - Zniszczyli drogę, więc niech teraz naprawią. Dlaczego łatanie dziur ma się odbywać kosztem naszych podatków? - pyta Benon Kempiak. - Ale nikt z gospodarzy tego miasta nie wpadnie na taki pomysł. Mam gdzieś taką władzę, która dba wyłącznie o własne interesy, a bolączki mieszkańców w ogóle jej nie obchodzą! - denerwuje się. - Czas chyba odświeżyć urząd - kwituje. Lucyna Makowska