Do walki z zagrożeniem strażacy wystawili dwie specjalne zapory. Ta swoista zasadzka okazała się jednak niepotrzebna. Jak powiedział dowodzący akcją brygadier Zenon Zajdic plama po prostu zniknęła. - Nasze patrole na łodziach i pontonach penetrowały od źródła emisji gdzie to po raz pierwszy zostało zauważone. Tych zanieczyszczeń nie widzimy. Okazuje się, że nic w te nasze zapory nie wpłynęło - mówił. Zagadkę wyjaśnili dopiero przyrodnicy z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. - Plama miała tak niewielki zasięg, była tak niewielka, że rozproszyła się na powierzchni wody, w zatokach rzecznych, pochłonęła ją roślinność nabrzeżna. Stąd nie zaobserwowaliśmy jej tutaj już tak daleko od miejsca zdarzenia - mówi inspektor Andrzej Uchman. Dodaje, że rozproszenie palmy jest bardzo korzystne dla przyrody, która sama szybko poradzi sobie z neutralizacją zagrożenia. Sprawcy zanieczyszczenia rzeki - o ile oczywiście uda się go ustalić - będzie groziła kara nawet do trzech lat więzienia.