Zofia Ślebioda utrzymuje się ze skromnej renty. Co miesiąc dostaje 460 zł. Mąż zostawił ją 12 lat temu, gdy wykryto u niej nowotwór. Porzucił ją i gromadkę dzieci, z których trzy córki są upośledzone umysłowo w stopniu umiarkowanym. - Z czasem zaczęło brakować na jedzenie, opłaty i leki - opowiada z płaczem kobieta. - A że córki dostają tylko po 500 zł renty socjalnej z tytułu niepełnosprawności i w domu się nie przelewało, musiałam sięgnąć po pożyczkę. Chciałam wyremontować chałupę, bo tynki odpadały, piece były stare, śmierdziało wilgocią. Pierwszy kredyt wzięłam wiosną 2008 roku. Potem następny i następny, na spłatę wcześniejszych. A że banki dawały lekką rączką, to brałam. I tak wpadłam w sidła, z których teraz nie mogę się wydostać. Dom pani Zofii nachodzą przedstawiciele firm windykacyjnych i komornicy. Straszą egzekucją. - Mówią, że niedługo wyląduję z córkami pod mostem - mówi przerażona pani Zofia. Marysia - pięć, Ela - trzy Zofia Ślebioda zadłużyła się na 75 tys. zł, ale z odsetkami i kosztami egzekucyjnymi ma do spłaty już ponad 130 tys. zł. Kredyty brała na siebie i dwie niepełnosprawne córki - Marysię (33 l.) i Elę (35 l.). Gdy odwiedzamy panią Zofię, na stole leży stos umów podpisanych z bankami. Co miesiąc muszą spłacać ok. 4 tys. zł, a wspólnych dochodów z tytułu rent mają niecałe 2 tys. zł (licząc rentę trzeciej córki, Ewy). - W bankach wystarczył mój podpis, dowód osobisty i odcinek renty - opowiada kobieta. - A już następnego dnia pieniądze były na moim koncie. Marysia ma trzy kredyty w Lukas Banku, a Ela - dwa. Do tego dochodzą jeszcze trzy w Sygma Banque, dwa - w Getin Banku oraz jeden - w AIG. Marysia ma w sumie pięć pożyczek, jej siostra i mama - po trzy. Wszystkich pożyczek udzielono im w półtora roku. Pani Zofia chciała niedawno wziąć kolejny kredyt, konsolidacyjny, w GE Money, ale odesłano ją z kwitkiem. - Chciałam uregulować poprzedni dług - tłumaczy kobieta. Dobre stałe klientki Pracownicy banków, w których mieszkanka Jelenina i jej córki brały kredyty, byli zdziwieni, ale nie chcieli komentować sprawy. Kierowniczka żagańskiego oddziału Lukas Banku odesłała nas do centrali. - Decyzja o przyznaniu pożyczki jest uwarunkowana różnymi czynnikami, każdy przypadek rozpatrywany jest indywidualnie. Pewnie ta pani na początku spłacała regularnie kredyty i na tej podstawie przyznawano jej kolejne - wytłumaczono nam w centrali. - Staramy się wychodzić do klienta, u nas trzeba spełnić mniej warunków niż w wielu innych bankach. Często wystarczy tylko dowód osobisty, minimalne stałe dochody i założenie u nas konta. - To możliwe - potwierdza pracownik centrali Getin Banku. - Ta pani i jej córki brały u nas kilka pożyczek, które terminowo spłacały, więc zastosowaliśmy wobec nich uproszczoną procedurę. Często klienci nie mówią nam całej prawdy o tym, czy mają pożyczki w innych bankach. - Nie pytali mnie o to. Poprosili tylko o dowód osobisty i odcinek renty - zarzeka się Z. Ślebioda. Kredyt nawet dla konia Zastanawia jedno - czy pracownicy banków sprawdzają klientów w Biurze Informacji Kredytowej? W żagańskich bankach twierdzą, że nie zawsze da się to zrobić, gdy klient bierze kilka pożyczek w krótkim czasie, bo informacje do BIK docierają w różnych terminach. Roman Sklepowicz, który kieruje stowarzyszeniem osób poszkodowanych przez system bankowy, nie jest zdziwiony taką sytuacją. - To powszechna praktyka banków, szczególnie tych wchodzących na rynek, kuszących atrakcyjnymi ofertami i załatwianiem formalności od ręki. Chcą zdobyć klientów lub odebrać ich innym, często za wszelką cenę - uważa. - Działają na zasadzie "Koń po kredyt przyjdzie i też go dostanie". Według Sklepowicza, sprawa mieszkanki Jelenina nadaje się do sądu. - To bardzo dziwne, że kobieta o tak niskich dochodach dostała tyle kredytów w tak krótkim czasie - dodaje. - Do tego jeszcze umowy pożyczkowe z córkami, które są niepełnosprawne. Ta sprawa nadaje się do sądu - kwituje. I obiecuje pomóc, jeśli pani Zofia zdecyduje się rozwiązać problem z kredytami na drodze prawnej. Piotr Piotrowski