- Zadzwoniła do mamy, która jest pielęgniarką i powiadomiła ją, że boli ją głowa, źle się czuje, ale w słuchawce głos się urwał - opowiada z płaczem Stanisław Czekan, dziadek dziewczynki. Tętniak w mózgu W szatni natychmiast pojawił się nauczyciel wychowania fizycznego i zabrał Ewę do kantorka, gdzie zaczął udzielać jej pierwszej pomocy. Koleżance Ewy powiedział, aby zadzwoniła do jej mamy. - Nauczyciel trzykrotnie dzwonił na pogotowie. Dziwi mnie trochę, że przyjechali dopiero po około 20 minutach - mówi Artur Kubala, dyrektor Zespołu Szkół nr 2. - Warto dodać, że matka dziewczynki przyjechała dużo wcześniej niż karetka. Z jej telefonu pani wicedyrektor również dzwoniła na pogotowie. Po raz czwarty. Dyrektor dodaje, że gdy karetka zajechała pod szkołę, lekarz wcale się nie śpieszył. Pogotowie chciało zabrać Ewę do szpitala w Szprotawie, ale matka się na to nie zgodziła, twierdząc, że córka będzie miała lepszą opiekę w Szpitalu na Wyspie w Żarach. Stamtąd została przewieziona na oddział chirurgiczny szpitala w Zielonej Górze. Zmarła podczas zabiegu. Jak się dowiedzieli dziennikarze, przyczyną śmierci było pęknięcie tętniaka w mózgu. - Nikt nie przepuszczał, że Ewa może mieć tętniaka - dodaje dziadek. - Nigdy nie narzekała na bóle głowy. Boże, to tak nagle się stało. To była moja najukochańsza wnuczka. Mam trochę żal do pogotowia, bo gdyby przyjechało parę minut wcześniej, może Ewa by żyła. Karetka nie miała skrzydeł Krystyna Jankowska, kierownik żagańskiego pogotowia, odpowiada, że "karetka nie ma skrzydeł". Przyjechała około godziny 10.05. W pogotowiu dziennikarze dowiedzieli się, że z pierwszych zgłoszeń wynikało, że dziewczynka jedynie zasłabła. Dopiero podczas kolejnego wezwania, gdy karetka została już wysłana, dyspozytorce przekazano, że uczennica ma szczękościsk i ucieka jej język. Zdaniem jednego z zielonogórskich lekarzy, w przypadku ratowania osoby z pękniętym tętniakiem, liczy się każda sekunda. Już nie usłyszę... Ewę żegnali na cmentarzu jej koledzy i koleżanki oraz nauczyciele z ZS nr 2. - To była wyjątkowa uczennica. Pod każdym względem - mówi A. Kubala. - Wygrywała wiele konkursów, uprawiała sport, m.in. judo, była przewodniczącą samorządu uczniowskiego, śpiewała w chórze, co roku miała na świadectwie najlepsze oceny. To była wizytówka naszej szkoły. Mogę powiedzieć, że to moja osobista tragedia, bo też mam córkę w jej wieku. Już nie usłyszę na korytarzu "dzień dobry, panie dyrektorze". - Zawsze pogodna, uśmiechnięta - dodaje Małgorzata Filipowicz, szkolny pedagog. Uczniowie są w szoku. Wielu z nich, szczególnie koleżanki i koledzy z klasy Ewy, przychodzi do pedagoga, nie mogąc pogodzić się z jej śmiercią. - Chcą porozmawiać, wypłakać się, potrzebują wsparcia - dodaje M. Filipowicz. - Była lubiana, dlatego przeżywają jej śmierć w szczególny sposób. We wtorek, dzień przed pogrzebem, uczniowie i nauczyciele zorganizowali apel. Dla Ewy wykonali gazetkę ścienną. Obok zdjęcia pojawił się napis: "Kilka dni temu była z nami, dzisiaj jest z aniołami". Piotr Piotrowski