"Kozak", "Sztywny Misza" czy "Wake Up" to tylko niektóre nazwy tzw. dopalaczy-paranarkotyków, legalnie sprzedawanych w sklepach. Ceny za jedną pigułkę, tabletkę lub woreczek z ziołami wahają się od 15 zł do 80 zł. Dopalacz zażył dwa tygodnie temu gimnazjalista z Lubska. Z dreszczami i kołataniem serca trafił do szpitala. Jak się później okazało, razem z dwoma kolegami, także gimnazjalistami, chciał spróbować, jak to jest. W sklepie z dopalaczami zakupy mogą robić tylko osoby pełnoletnie. Gimnazjaliści poprosili więc o pomoc starszych kolegów. Kiedy po zażyciu jeden z nich poczuł się źle, wystraszeni odprowadzili go do domu i opowiedzieli wszystko rodzicom. Ci zawieźli syna do szpitala, gdzie przez trzy dni był odtruwany. - Od kiedy pojawiły się sklepy z dopalaczami, nie ma tygodnia, żeby na oddział nie trafiło nawet kilkoro dzieci po zażyciu tych substancji - przyznaje Rafał Kołsut, ordynator oddziału dziecięcego Szpitala na Wyspie w Żarach. Ciekawość silniejsza od rozsądku Niedawno w Lubsku otwarto drugi sklep z dopalaczami. W samym centrum, kilka metrów od liceum, gimnazjum i podstawówki. W mieście zawrzało. Dyrektorzy szkół i rodzice uczniów protestują. - W dniu otwarcia poszłam do tego sklepu i powiedziałam, że ja na to nie pozwolę. Zwołałam Radę Rodziców. Napisaliśmy protest do burmistrza, podpisali się pod nim wszyscy dyrektorzy szkół - mówi Gabriela Fiedler, dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących i Ekonomicznych w Lubsku. - Z wykształcenia jestem biologiem. Wiem, jakie świństwo jest tam sprzedawane. Wiem też, że żadną siłą nie powstrzyma się ucznia, który będzie chciał tego spróbować. A tu mają przecież podane wszystko na tacy. W tak młodym wieku ciekawość bywa silniejsza od rozsądku - mówi dyrektorka. Wierzy, że sprzeciw społeczny pomoże władzom miasta usunąć sklep z dopalaczami, chociażby spod szkoły. Jeśli nie, wspólnie z rodzicami zapowiadają pikietę. Pod okiem kamery Bogdan Bakalarz, burmistrz Lubska, nie kryje oburzenia, przyznaje jednak, że jako burmistrz ma związane ręce. - Otworzyli ten sklep przy szkołach, tak wprost, tak wulgarnie. Ja sobie takich sklepów w Lubsku nie życzę i mówię to nie tylko jako burmistrz, ale jako mieszkaniec - oburza się. Zapowiada, że na sklep z dopalaczami naśle inspekcję handlową, sanepid, inspekcję pracy. Zastanawia się też nad zamontowaniem kamery skierowanej na wejście do sklepu - żeby było wiadomo, kto do niego wchodzi, a jeśli dojdzie do zatrucia czy nieszczęścia, nagranie będzie mogło być jakimś dowodem. - Jest we mnie taka wewnętrzna złość, bo to jest chemia, nawet nie wiadomo jaka. Nawet szyldy są drażniące, to jest wykorzystywanie naszego słabego prawa. Nigdy nie wejdę do tego sklepu - zarzeka się burmistrz. Tabletka do kolekcji Uczniowie lubskich szkół - gimnazjaliści i licealiści - oficjalnie mówią, że nigdy do sklepu nie weszli i nie wejdą. Ale wystarczy postać 5 minut pod sklepem, by zauważyć, że drzwi się nie zamykają. - Weszliśmy, bo chcieliśmy zobaczyć, co tam jest. Nigdy w takim sklepie nie byłem. Czysta ciekawość - zapewnia Wojtek, licealista. Ale po dłuższej rozmowie on i jego koledzy przyznają, że zastanawiają się nad kupnem czegoś taniego, na spróbowanie. - Moim zdaniem to nie może być nic trującego, bo gdyby tak było, to nie można by było sprzedawać tego w sklepie. Przecież nawet policja nic nie może z tym zrobić. A że ktoś się zatruł, no może wziął za dużo czy jak - argumentuje Marcin, gimnazjalista. W nowo otwartym sklepie z dopalaczami w Lubsku sprzedawca, młody chłopak, zapewnia, że nie sprzedaje dopalaczy nieletnim, a że zlecają kupno starszym, to już nie jest jego problem. I recytuje wyuczoną formułkę: - Tego nie można jeść. To się kupuje i wsadza do klasera. To produkt kolekcjonerski - mówi młody sprzedawca. - Mam kolekcjonować tabletkę? - Tak. Albo wsadzić do doniczki i podlać - odpowiada. Oficjalnie to, co się sprzedaje w sklepach z dopalaczami, nie jest przeznaczone do spożycia. Dlatego na żadnym z opakowań nie ma składu. Burmistrz ma mi dać Właściciel sklepu z dopalaczami (imię i nazwisko do wiadomości redakcji) mówi, że lokalizacja jego sklepu w otoczeniu szkół jest przypadkowa. - Ale nie ma problemu. Jeżeli władze zaoferują mi inne miejsce, tylko nie na rogatkach miasta, ale w centrum, to się chętnie przeniosę - mówi i obrusza się, kiedy pytamy, czy nie ma moralnego doła, sprzedając paranarkotyki. - Dlaczego do mnie takie pytania? Dlaczego nie pyta się o to właścicieli dwóch sklepów monopolowych obok mnie, dlaczego nie pyta się sprzedającego klej butapren czy denaturat. Nie mogę odpowiadać za ludzi, którzy spożywają coś, co się nie nadaje do spożycia. Dla mnie to tylko biznes. Jest popyt na takie kolekcjonerskie towary, więc otwieram sklep, choć mam świadomość, że dni takich sklepów są policzone. Już się przyglądają Na jednym z forum prawnym znaleźliśmy wpis z 2008 roku: "Chciałbym założyć sklep z dopalaczami. Czy do sprzedaży tego rodzaju środków jest wymagana licencja?" I odpowiedź: "Ministerstwo Zdrowia zapowiada, że w ciągu półtora miesiąca zakaże sprzedaży w Polsce tzw. dopalaczy. Temat zamykam - nie pomagamy w rozprowadzaniu narkotyków". Mamy jednak rok 2010, a sklepów z dopalaczami coraz więcej. - Bo to jest walka prawników z chemikami. Wchodzi ustawa zakazująca rozprowadzania produktów z jedną substancją, a w to miejsce wchodzi inna substancja i tak w kółko - mówi Paweł Skrzypczyński, radny powiatu, który był inicjatorem podjętego jednogłośnie przez radnych stanowiska sprzeciwiającego się funkcjonowaniu sklepów z dopalaczami w powiecie żarskim. Założenie sklepu z dopalaczami nie różni się niczym od założenia sklepu z zabawkami. Wystarczy przyjść do właściwego urzędu miasta czy gminy, wpłacić 100 złotych, zakładając działalność gospodarczą i można sprzedawać. Jak na razie policja przygląda się sklepom z dopalaczami. Marta Czarnecka, Aneta Czyżewska Komentarz Rafała Kołsuta, ordynatora oddziału dziecięcego Szpitala na Wyspie w Żarach: Działanie dopalaczy jest praktycznie takie jak narkotyków. Typowe objawy to szerokie źrenice, leniwie reagujące na światło, halucynacje, wzrost ciśnienia tętniczego, zaburzenia równowagi, nadmierna wesołkowatość, wybuchy niekontrolowanej agresji. Używanie dopalaczy może uzależnić, a nawet doprowadzić do śmierci. Osoba pod wpływem dopalaczy może być groźna dla siebie lub innych osób z otoczenia, bo w tym momencie żyje w innym świecie, wydaje jej się, że jest w grze komputerowej. Problemem jest też to, że dopalacze są zażywane z alkoholem, a to już bardzo niebezpieczne. Najmłodsze dziecko, jakie trafiło na oddział po zażyciu dopalaczy, miało dwanaście lat. Większość to gimnazjaliści. Zazwyczaj tłumaczą się, że ktoś dorzucił im to do napoju.