Mają jednak związane ręce, ponieważ muszą trzymać się przepisów, a sam zainteresowany nie chce w ogóle z nimi rozmawiać... Henryk nie miał szczęśliwego dzieciństwa. Zamiast wychowywać się wśród bliskich trafił do Domu Dziecka we Wschowie. Po opuszczeniu placówki dostał od gminy mieszkanie, w którym egzystuje do dziś. Zawsze miał własny świat, jednak z biegiem lat jego problemy psychiczne zaczęły się pogłębiać. Dziś stanowi poważne zagrożenie dla siebie i sąsiadów. Zdolny dziwak - Heniu był trudnym dzieckiem, można nawet powiedzieć - dziwakiem. Miał ogromny talent plastyczny. Kiedyś wykonał piękny wazon z symbolem marynarki i różą wiatrów. Niestety, kiedy coś mu nie wychodziło wpadał w szał i niszczył swoje dzieło - mówi Barbara Tlałka, dyrektor Domu Dziecka we Wschowie. Kiedy usamodzielnił się, pracownicy domu dziecka własnymi siłami odremontowali mu gminne mieszkanie. Miał dobry start, ale nie poradził sobie z rzeczywistością. - Być może od razu po opuszczeniu naszej placówki powinien trafić do Domu Pomocy Społecznej - dodaje B. Tlałka. Z relacji sąsiadów wynika, że do pewnego czasu Henryk radził sobie dobrze. Był schludny, uczynny i aktywny. Potem zaczął dziwaczeć. - Zauważyłem, że często chodzi pieszo do Łysin. Kiedy zaproponowałem podwiezienie odmówił bez podania przyczyny. W końcu przestał mnie poznawać - opowiada Roman Ratajczak. Z czasem zaczął przejawiać agresywne zachowania i bez powodu poszarpał się z innym sąsiadem. Do mieszkania znosi różne śmieci, butelki i drewno, które rąbie na środku pokoju. Zabija gwoździami drzwi. Zdarzyło się, że z okna rzucał w bawiące się na podwórku dzieci burakami. Żyje bez gazu i energii elektrycznej. Interweniowała u niego policja i straż pożarna. - 22 maja przed południem odebraliśmy zgłoszenie, że z mieszkania wydobywa się dym. Właściciel lokalu nie chciał otworzyć interweniującej jednostce. Wezwaliśmy policję i wraz z nimi wyważyliśmy je. Okazało się, że mężczyzna rozpalił ogień w piecu. Dym zamiast do komina uchodził na mieszkanie. Osoba ta była przytomna, ale wydawało się, że nie kontaktuje - relacjonuje Krzysztof Piasecki, rzecznik prasowy komendanta powiatowego wschowskiej straży pożarnej. Na siłę go nie uszczęśliwią Niedawno Henryk trafił do szpitala z powodu wycieńczenia. Uratowano go dzięki czujności sąsiadów, którzy nie wiedząc go przez kilka dni zaalarmowali pogotowie i policję. Zwrócili się też do Ośrodka Pomocy Społecznej we Wschowie. Okazało się, że mężczyzna dotąd nie korzystał z pomocy tej instytucji. - Byłam u niego kilkakrotnie, także z policją, ale nie otworzył drzwi. Był głuchy na moje prośby. Jesteśmy w stanie zapewnić mu pomoc: dać żywność, opał czy stały zasiłek, ale musimy nawiązać z nim jakikolwiek kontakt. Na siłę go nie uszczęśliwimy - mówi Bożena Wasylkowska z Ośrodka Pomocy Społecznej we Wschowie. - Mężczyzna nie odbiera nawet poczty. Zaczęła szukać innych rozwiązań. Tym bardziej, że czas nagli. Podpowiedziała sąsiadom, by skierowali sprawę do prokuratury. Tak się stało pod koniec lipca. Pod listem podpisało się kilka osób. - Byliśmy już przesłuchiwani i wierzymy, że problem szybko zostanie rozwiązany, ale jednocześnie trzeba pomóc mu doraźnie, bo jest w fatalnej kondycji. To cień człowieka - apeluje R. Ratajczak. Ubezwłasnowolnienie to ostateczność Prokuratura Rejonowa we Wschowie prowadzi w tej sprawie postępowanie przygotowawcze. Jak poinformował Artur Dryjas, prokurator rejonowy zostaną powołani biegli , którzy ocenią stan zdrowia psychicznego mężczyzny. - Od ich opinii zależy czy zdecydujemy się na wniesienie aktu oskarżenia. Być może uznają, że należy zastosować środek zapobiegawczy i odizolować mężczyznę. - Chciałbym podkreślić, że w tej sprawie najważniejsze jest dobro człowieka i ubezwłasnowolnienie będzie ostatecznością. Postaramy się znaleźć inne rozwiązanie - tłumaczy prokurator Dryjas. (kab)