- Śledztwo dotyczy spowodowania zdarzenia, które zagraża życiu i zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach. Przestępstwo jest zagrożone karą do 12 lat więzienia - powiedział Grzegorz Szklarz z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze. Dodał, że na obecnym etapie śledztwo jest prowadzone "w sprawie". Nie ma już zagrożenia Prezydent Zielonej Góry i wojewoda lubuski w specjalnym komunikacie poinformowali, że nie ma już zagrożenia dla mieszkańców Zielonej Góry i osiedli Pomorskiego, Śląskiego i Raculki, związanego z wybuchami gazu. Teraz trwa naprawa i sprawdzanie sieci gazowej. Zaapelowali równocześnie, by mieszkańcy nie naprawiali instalacji sami. Poza osiedlami: Pomorskim, Śląskim i Raculką, na terenie całego miasta - jak zapewniono w komunikacie - używanie instalacji gazowej jest bezpieczne. "W związku z brakiem dostaw gazu i spodziewanym wzrostem poboru energii elektrycznej, apelujemy do mieszkańców Osiedli Pomorskiego, Śląskiego i Raculki o racjonalne korzystanie z odbiorników energii elektrycznej" - napisano w komunikacie. Działa sztab kryzysowy Sytuacja jest na bieżąco monitorowana przez Wojewódzki Sztab Kryzysowy, działający w Zielonej Górze. Wszelkie awarie i zagrożenia można zgłaszać dzwoniąc pod numery alarmowe 998 lub 112. Z kolei pod numerami (68) 45 75 643 i (68) 45 75 644 można uzyskać aktualne informacje. Rzeczniczka MSWiA Małgorzata Woźniak powiedziała, że minister Jerzy Miller jest na bieżąco informowany o sytuacji przez wojewodę lubuską Helenę Hatkę. - Z przekazanych nam informacji wynika, że ok. 150 rodzin nie może ciągle wrócić do jednego z bloków. Na miejscu są inspektorzy nadzoru budowlanego i pracownicy gazowni. Sprawdzają zarówno stan techniczny jak i instalacje - dodała. Jak podkreśliła, od wyników ich pracy zależy, ile rodzin będzie mogło wrócić do swych mieszkań. - Wojewoda zapewniła nas, że wszystkie rodziny są pod opieką. Mają zapewnione miejsce, gdzie w tym czasie mogą się schronić, posiłki. Nad bezpieczeństwem mieszkań, które zostawili czuwają cały czas policjanci - zapewniła rzeczniczka. Jedna ofiara śmiertelna We wtorek po południu na terenie trzech zielonogórskich osiedli doszło do wybuchów kuchenek gazowych. 51-letni mężczyzna zginął, a poparzony 23-latek został przewieziony do szpitala w Nowej Soli. Ponadto, w Szpitalu Wojewódzkim w Zielonej Górze udzielono pomocy medycznej trzem osobom. Awaria spowodowała także dwa pożary na os. Śląskim, które zostały szybko opanowane. Pierwsze zgłoszenie straż pożarna otrzymała przed godziną 17, łącznie było ich ok. 40. Okazało się, że w instalacji gazowej nastąpił gwałtowny wzrost ciśnienia. Ponieważ istniało duże zagrożenie, że może dojść do kolejnych wybuchów ewakuowano mieszkańców osiedli Pomorskiego i Śląskiego - w sumie ok. 6,5 tys. osób. Ludzie zaczęli wracać do swoich mieszkań przed północą. Wyjątkiem jest blok nr 1 na os. Pomorskim. Tam nastąpił najpoważniejszych wybuch. Akcja szybka i sprawna PGNiG zapewnia, że naprawa uszkodzeń i sprawdzanie sieci gazowej powinno zakończyć się w ciągu ok. 48 godzin. Zajmuje się tym ok. 100 pracowników pogotowia gazowego. Według wstępnych ustaleń przyczyną wzrostu ciśnienia była awaria stacji gazowej redukcyjnej, w której ciśnienie gazu jest obniżane przed dostawą do mieszkań. W nocną akcję w Zielonej Górze zaangażowanych było około 200 strażaków, 300 policjantów, kilkanaście zespołów ratowniczych pogotowia, pracownicy pogotowia gazowego i wiele innych osób. Specjalna komisja zbada sprawę Specjalna komisja zbada przyczyny awarii sieci gazowej w Zielonej Górze - poinformowała Dolnośląska Spółka Gazownictwa. Według wstępnych ustaleń zawiodła stacja redukująca ciśnienie gazu. Według dyrektora zakładu gazowego w Zgorzelcu obsługującego Zieloną Górę Piotra Chorbotowicza, przyczyną wybuchów było zwiększone ciśnienie gazu w sieciach i instalacjach, spowodowane awarią stacji redukcyjnej. - Przystępujemy do wymiany stacji redukcyjnej, już dzisiaj najprawdopodobniej zdążymy ją wymienić - powiedział Chorbotowicz w TVN24. Dodał, że mieszkańcy osiedla będą mieli gaz najwcześniej jutro. Jak powiedział rzecznik prasowy Dolnośląskiej Spółki Gazownictwa Piotr Wojtasik, do zbadania sprawy powołana została specjalna komisja. Wojtasik zaznaczył, że przyczyny wybuchu mogą być zbyt złożone, by można je było jednoznacznie określić w tak krótkim czasie. - Po raz pierwszy spotykamy się z tego typu sytuacją. Odziały Gazownicze mają specjalne systemy bezpieczeństwa i musimy także zbadać, dlaczego one nie zadziałały- dodał.