O świętach woli nie mówić. Ciągle ma przed oczyma, jak kurator zabierał z domu w Jeleninie 3-letnią Judytę, 5-letniego Tomka, 7-letniego Andrzeja i 8-letniego Januszka. Kilka dni wcześniej pochowała męża. Pod koniec listopada wyszedł do lasu po drewno i już nie wrócił. Jego zwłoki znalazł sąsiad. Sekcja wykazała, że Feliks Kłonowski (51 l.) zmarł na zawał. Osierocił ośmioro dzieci, a pani Wanda została bez środków do życia. Kurator, wraz z pracownikami Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, odebrał jej czwórkę najmłodszych. - Najbardziej płakał Tomuś, wrzeszczał, że chce zostać z mamą. To było coś okropnego, nie mogłam na to patrzeć. Oni mi wydarli te dzieci - opowiada załamana Wanda Kłonowska. - Co mam teraz począć? Zostaje mi sznur. Kurator powiedział jej, że dopóki w domu nie będzie prądu oraz warunków do wychowywania dzieci, będą przebywać w pogotowiu opiekuńczym. Pani Wanda nie może tego zrozumieć. Wspomina, że dwa lata temu też nie mieli prądu, siedzieli przy świeczkach, ale nikt nie chciał im z tego powodu odbierać dzieci. Tłumaczy, że mąż zaczął remont dwóch pokoi dla maluchów, ale teraz nie ma kto tego zakończyć. - Jestem bez pracy, więc nie spłacę zaległości za prąd. I tak koło się zamyka. Ale urzędników to nie obchodzi, są bezduszni - płacze pani Wanda. Za prąd zalega już 7 tys. zł. Dzieci rozdzielone Kurator obiecał jej, że dzieci nie zostaną rozdzielone, tymczasem Tomuś i Judyta trafili do pogotowia rodzinnego w Chlebowie, a Janusz i Andrzej - do Zielonej Góry. Odwiedziła je niedawno, zawiozła paczki na Mikołaja. Aby kupić prezenty, nazbierała złomu, który sprzedała w skupie. - Teraz nie stać mnie już na nic - rozpacza. - Straciłam świadczenia rodzinne z tytułu opieki nad dziećmi, a do tej pory tylko mąż pracował, i to dorywczo. Nie mam nawet na świeczki, nie mówiąc o jakichkolwiek opłatach. Boję się, że niedługo odetną mi wodę. Do tej pory nie oddałam w sklepie pieniędzy za mięso, z którego ugotowałam obiad na stypę. Z zakładem pogrzebowym jeszcze się nie rozliczyłam. Nie wiem, co mam robić. A tu jeszcze bardziej gnębią, jak człowiek biedny i upokorzony - zanosi się łzami. Tyle nieszczęścia na święta Kurator nie chciał się wypowiadać na ten temat. Edyta Aulich, zastępca kuratora okręgowego w Zielonej Górze, tłumaczy, że dzieci zostały zabrane na podstawie wyroku sądu. - Były powody, dla których podjęto taką decyzję. Proszę zrozumieć, nam zależy na dobru tych dzieci, a nie krzywdzie. Rozumiem ból matki, ale ona musi zmienić swoje postępowanie, jeśli chce je odzyskać - mówi E. Aulich. Ale o konkretnych przyczynach nie chce rozmawiać. Agnieszka Wiśniewska, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Żaganiu, zastrzega, że w rodzinie Kłonowskich były problemy. - To nie do końca prawda, że tej pani zabrano dzieci z powodu braku prądu i złych warunków bytowych - mówi. - W domu był alkohol, a pieniądze, jakie im przekazywaliśmy, szły właśnie na zakrapiane imprezy. Była policja, są wyciągi z alkomatów. Miesięcznie dostawała od nas ponad 800 zł, najpierw w formie pieniężnej, a potem - talonów na wykorzystanie w miejscowym sklepie spożywczym. Nadal może liczyć na taką pomoc, ale pod warunkiem, że się zmieni. Ona musi zerwać z nałogiem. Wtedy odzyska dzieci. W. Kłonowska zapewnia, że od kilku tygodni uczestniczy w zajęciach terapeutycznych. Taką pomoc zaoferował jej psycholog - terapeuta ze Szprotawy. - Tak, w domu był alkohol - przyznaje. - Ale w którym go nie ma? Teraz mam mocne postanowienie. Chcę się zmienić, odzyskać dzieci. Tylko ta myśl trzyma mnie przy życiu - przyznaje. We wsi opowiadają, że Kłonowscy dbali o dzieci, nigdy nie chodziły głodne. Żałują pani Wandy. - Teraz jej dzieci odebrali, jak została sama, bezradna, bez chłopa, który by się postawił urzędnikom. Ukarali ją, a przecież mogli jej pomóc. Załatwić jej ten prąd, zasiłek jakiś przyznać - mówią we wsi. I współczują, że na święta tyle nieszczęścia spadło na ich sąsiadkę. Piotr Piotrowski