- Każdy z nas bawił się kiedyś w pancernych i konstruował Rudego z kartonu lub koca i stołu. Teraz zmieniły się czasy i można sobie kupić prawdziwy czołg z demobilu. Ale magia serialu pozostała, a dzieci nadal bawią się w pancernych - opowiadał Marek Łazarz, autor przewodnika po serialu, na premierze dokumentalnego filmu "My czterej pancerni", podczas Jarmarku Michała. Żagań w ruinach Serial powstawał w latach 1965-69. Pierwszych 8 odcinków nakręcono w Żaganiu. - Wybór miejsca nie był przypadkowy - opowiada Andrzej Słodkowski, reżyser dokumentu i były dyrektor Wytwórni Filmów Fabularnych we Wrocławiu. - Miasto z dużą dywizją wojskową i blisko Wrocławia miało doskonałe plenery, ponieważ było w nim sporo ruin. Do scen batalistycznych można było wykorzystywać autentycznych żołnierzy oraz czołgi. Wystarczyło jedynie namalować na pancerzu Rudy 102. Większy problem stanowiły niemieckie tygrysy, których atrapy spawano w wytwórni i zakładano na polskie czołgi. Aktorzy strzelali ostrą amunicją, bo była tańsza od atrap. 5 Szarików Wilczur, który grał 90 procent scen psa Szarika, nazywał się Trymer i był psem tropiącym. Podczas scen z Żagania miał jednego dublera, zafarbowanego na taki sam kolor, który zastępował go w bardziej agresywnych ujęciach. Kolejny dubler grał niektóre ujęcia w kolejnych odcinkach. - Małego Szarika grały dwa szczeniaki - dodaje reżyser. - Jeden był owczarkiem niemieckim, ale drugi zwykłym kundelkiem, ucharakteryzowanym na rasowego psa. Gwiazador serialu Trymer doczekał spokojnej starości, a po śmierci został spreparowany, czyli wypchany w Akademii Weterynaryjnej. Do dzisiaj można go oglądać w sali tradycji podwarszawskiej szkoły policyjnej w Sułkowicach. Partyjny, bo hardy - Wszelkie dyskusje na temat poprawności politycznej czy fałszowania historii przez serial nie mają żadnego sensu - zaznacza A. Słodkowski. - To opowieść, baśń, dla której wojna stanowi tylko tło. Wiadomo, że Janek był na Syberii nie na wycieczce, tylko był zesłańcem. W filmie przemycono też treści, które w tamtych czasach nie były słuszne. Byli jeńcy z oflagu, ojciec Janka walczył pod Westerplatte, zaś w jednym z odcinków Wichura mówi do Janka: "A co on partyjny, że taki hardy?", gdy Szarik nie chce wziąć od obcego kości. Emisji serialu w telewizji zakazał swojego czasu Bronisław Wildstein, były szef TVP. Malwy i jagody W dokumencie wystąpili mieszkańcy miasta, którzy uczestniczyli w serialu lub byli świadkami jego kręcenia. Scenę ze spotkania z nauczycielką nakręcono w domu Tadeusza Haczkowskiego nad Bobrem. - Filmowcom spodobały się malwy i okute metalem drzwi - wspomina T. Haczkowski. - Spotkanie z filmem było dla mnie dużym przeżyciem, bo sam byłem żołnierzem i pokonałem drogę do Berlina. Dyskusje wzbudziła scena, gdy Gustlik nie może sobie poradzić z jajkiem na twardo, które ucieka mu po talerzu. Były głosy, że to przecież żołnierz Ludowego Wojska Polskiego i nie powinno się go tak pokazywać. Ale ja sam pamiętam, że na wojnie nie jedliśmy sztućcami, a zwykłą łyżką. Córka pana Tadeusza, Wioletta Haczkowska-Wleklińska przypomina sobie rumor, jaki robił Szarik, który drapał w drzwi i próbował dostać się do środka, zaś aktorka grająca nauczycielkę zwracała jej uwagę, aby była cicho. O Boże, znowu wojna! Małgorzata Ponikowska-Knap, nauczycielka z żagańskiej Dwójki, opowiedziała wspomnienie swojego taty, który jako dziecko był na jagodach. - Wyszli z chłopakami z lasu i zobaczyli niemieckie napisy, mundury i pojazdy - wspomina nauczycielka. - Przestraszyli się, że to znowu wojna. Dopiero po dłuższej chwili dowiedzieli się, że to tylko film. Młodym aktorem został Zbigniew Kowal. - Miałem 14 lat, gdy zostałem wybrany do serialu - opowiada. - To było niezapomniane przeżycie, ale moja mama patrzyła na to niechętnie, bo bała się, że przez film nie zdam do szkoły średniej. Burmistrz producent Początkowo film dokumentalny miał trwać 15 minut, wydłużył się do 23 minut. Jego narratorem jest M. Łazarz, który prowadzi ekipę w miejsca kręcenia serialu. O swoich przeżyciach opowiadają mieszkańcy. Narracja poprzecinana jest wtrętami z filmu promującego dzisiejsze miasto. Np. przy pytaniu, dlaczego właśnie Żagań stanowił idealne tło dla filmu, pada odpowiedź, że miasto leży między dwiema rzekami, ma bogatą historię i prężnie się rozwija. A prawda była taka, że w latach 60-tych Żagań nadal wyglądał jak po wojnie i był blisko Wrocławia. W dokumencie nie zabrakło też promocji 11. Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej, stanowiącej największe dobro miasta. Dokument rozpoczyna i kończy znaczek firmowy Żagania, zaś burmistrz Sławomir Kowal jest wymieniony jako jego producent. Małgorzata Trzcionkowska