Ewelina Kołpaczek jest w siódmym miesiącu ciąży i ma z tego powodu problemy z poruszaniem się. Tydzień temu wybrała się do jednej z przychodni na zaplanowaną wizytę. Zabrała ze sobą 2,5-letnią córkę. Nie mogła pojechać samochodem, więc postanowiła dotrzeć tam autobusem komunikacji miejskiej. Na drodze do przystanku nigdzie nie mogła kupić biletu. - Pani z pobliskiego kiosku oznajmiła mi, że nie opłaca się jej prowadzenie sprzedaży biletów. Pozostało mi kupno u kierowcy - wspomina pani Ewelina. Pojechała na gapę Kobieta miała w portfelu tylko banknot o nominale 100 zł. To on, jak się później okazało, stał się powodem całego zamieszania. Gdy wsiadła do autobusu linii nr 3, podeszła do kierowcy kupić bilet. - Kierowca oburzył się, że w ogóle pytam czy wyda mi z takiej kwoty. Powiedział "jest pani śmieszna, to pani obowiązek mieć drobne". Autobus ruszył, a ja pojechałam "na gapę"- opowiada kobieta. Na jednym z przystanków wsiedli kontrolerzy. Na nic zdały się tłumaczenia pani Eweliny, że to nie chęć wyłudzenia darmowego przejazdu, tylko brak drobnych jest przyczyną tego, że nie kupiła biletu. Kazanie od kontrolera - Miałam zapłacić mandat gotówkowy w wysokości 54 zł. Ale kontrolerka w dalszym ciągu nie mogła poradzić sobie z moją "stówą", pobiegła do sklepu oraz pobliskiego baru, żeby ją rozmienić. Spieszyło mi się, więc zapytałam, co będzie, jeśli nie uda się rozmienić pieniędzy. Powiedziano mi że, dostanę mandat kredytowy, prawie dwa razy wyższy, więc cierpliwie czekałam. W tym czasie usłyszałam "kazanie" od pana kontrolera, że trzeba zawsze mieć przy sobie drobne - opowiada pani Ewelina. Kobieta poczuła się całą sytuacją pokrzywdzona, dlatego zgłosiła się do redakcji Tygodnika Krąg. - Nikogo nie chciałam oszukać, czy naciągnąć, a zostałam potraktowana jak przestępca. Nie mam zamiaru tego tak zostawić. Nie stać mnie na płacenie takich kar tylko za to, że kierowcy nie mają przy sobie "dużej gotówki". Nigdy nie widziałam w autobusie informacji o wymaganych drobnych lub o tym, że kierowca przyjmuje tylko odliczone pieniądze - zaznacza nowosolanka. To obowiązek kierowcy - Ktoś, kto wydaje nam towar, za który my płacimy mając odpowiednio dużą kwotę pieniędzy, nie może nam odmówić jego wydania, tłumacząc się brakiem drobnych. Moim zdaniem to jest wykroczenie, które może się skończyć sprawą przed sądem - tłumaczy Ewa Mazurkiewicz, dyrektorka zielonogórskiej delegatury Inspekcji Handlowej. - Radziłabym tej pani, aby się odwołała od nałożonego mandatu. Może to też zgłosić na policję, bo to jest wykroczenie. Złożyłabym też skargę na tego kierowcę. Pracownik powinien być gotowy do pracy, w tym przypadku mieć zapas drobnych - powiedziała Mazurkiewicz. Miałby wozić "bank"? Jak do całej sprawy odnosi się Gabriela Krzyżańska, prezes nowosolskiego PKS-u? - Nie chciałabym oceniać całej sytuacji, zanim nie dotrze do mnie protokół od kontrolerów. Niemniej mogę powiedzieć tyle: ile tych drobnych kierowca musiałby mieć ze sobą? Musiałby wozić "bank" pieniędzy, żeby móc każdemu wydać ze stu złotych. Czy pan kiedykolwiek kupując coś w sklepie odszedł od lady nie płacąc? Nie. Z całym szacunkiem dla tej kobiety, ale za bilet zwyczajnie musiała zapłacić - tłumaczy prezes Krzyżańska. Krzyżańska, zapytana o słowa kierowcy skierowane do pani Eweliny "pani jest śmieszna, to pani obowiązek mieć drobne" stwierdziła "nie chcę tego komentować". "Bezpiecznie, wygodnie, na czas" - to hasło promocyjne widniejące na stronie internetowej nowosolskiego PKS-u. Co na to pani Ewelina? - No cóż, na czas nie dojechałam, z wygodą bym polemizowała. Bezpiecznie też się nie czułam, gdy osaczyli mnie kontrolerzy. Mariusz Pojnar, Krzysztof Koziołek Kto ma rację? Pani Ewelina czy kontrolerzy nowosolskiego PKS-u? Czekamy na wasze komentarze!