Mariusz Z., instruktor, któremu prokurator postawił w tej sprawie zarzut, do tej pory milczał, teraz bezpardonowo atakuje prokuraturę. Zarzuca jej działanie na szkodę byłych kursantów. "Marchewa" była popularną w Nowej Soli szkołą nauki jazdy, która przez kilka lat z powodzeniem uczyła nowosolan jazdy samochodem. W wielu rankingach ośrodek zajmował czołowe miejsca, jako jeden z najlepszych w regionie. Firmę założyła Teresa Z., a jako instruktor pracował w niej były strażnik miejski Mariusz Z. Od kilku miesięcy "Marchewa" jest już zamknięta. Z. prowadzi teraz szkołę "Formuła". Co było i jest pisze się w rejestr Szkoły nauki jazdy, jak każda firma, która chce działać legalnie, muszą spełnić szereg wymogów. W przypadku ośrodków kształcenia kierowców są to: ewidencja działalności gospodarczej i rejestr ośrodków nauki jazdy. Firma przez długi czas spełniała formalne wymogi i była odnotowana we wszystkich koniecznych spisach. Do czasu, gdy Teresa Z. na krótko wykreśliła firmę z rejestrów, żeby za chwilę ponownie ją tam umieścić. Niestety, kobieta nie wpisała szkoły do rejestru ośrodków nauki jazdy. - Od tej chwili zgodnie z prawem ośrodek działał nielegalnie - wyjaśnia nowosolski prokurator Piotr Haładuda. Jednak "Marchewa" jak gdyby nigdy nic szkoliła kolejnych kursantów, którzy płacili za naukę, a później wystawiała im zaświadczenia o ukończeniu kursów. Zdaniem prokuratury, to właśnie w tym dokumencie tkwi problem. - Kwit jest ważnym pismem, które nie tylko jest podstawą do zdawania egzaminu, ale obok zaświadczenia lekarskiego jest również niezbędny przy wydawaniu samego prawa jazdy. Gdyby zaświadczenia nie było, starosta nie mógłby wydać prawa jazdy - tłumaczy P. Haładuda. "Prawka" do zwrotu Prokuratura uznała, że skoro szkoła działała nielegalnie, to wystawiane przez nią zaświadczenia są również nielegalne. A ponieważ papier ten jest niezbędny przy wydawaniu prawa jazdy, to i dokumenty zostały wydane wbrew prawu. Prokurator poprosił Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego w Zielonej Górze o nazwiska osób, które przystąpiły do egzaminu na podstawie trefnych zaświadczeń od "Marchewy". Chodziło o wyłapanie kursantów, którzy ukończyli szkolenie między 1 sierpnia 2006 roku a 31 stycznia 2007 r. (to właśnie w tym czasie szkoła działała bez wpisu do rejestru). WORD przysłał listę 144 nazwisk. Prokuratura postanowiła skorzystać z przysługującego jej sprzeciwu od decyzji administracyjnych wydanych z naruszeniem prawa (podobne uprawnienia ma w sprawach cywilnych). Nowy kurs i egzamin Prokuratura chce, żeby starosta odebrał prawo jazdy wszystkim, którzy dostali je na podstawie nielegalnych zaświadczeń. Teoretycznie starosta może odmówić, a wtedy o sprawie zdecyduje sąd administracyjny. Jeśli starosta się zgodzi, albo decyzję o odebraniu prawa jazdy podejmie sąd, wtedy prawie 150 osób będzie musiało na nowo przejść i opłacić kurs oraz znowu zdawać egzaminy. W sprawie Teresy i Mariusza Z. prokuratura prowadzi postępowanie karne. Na razie mają oni postawione zarzuty poświadczenia i pomocnictwo w poświadczeniu nieprawdy. Reporter "Tygodnika Krąg" próbował porozmawiać na ten temat z Mariuszem Z., ale odmówił on komentarza. - Na tym etapie sprawy nie będę o tym rozmawiał - powiedział tylko Z. Ale dwa dni po opublikowaniu tekstu Mariusz Z. za pośrednictwem swojego teścia dostarczył do redakcji swoje stanowisko, w którym tłumaczy, że sprawy funkcjonowania ośrodka nie były mu znane, a zarzuty prokuratora uważa za "absurdalnie nieuzasadnione". "Nic nie wiedziałem o wyrejestrowaniu go, a potem ponownym zarejestrowaniu. Gdybym był np. pracownikiem stacji obsługi i rzetelnie stwierdził dokumentem sprawność techniczną pojazdu, gdy potem okazało się, że stacja nie ma wymaganych uprawnień do działania, to czy to ma znaczyć, że owe samochody były niesprawne techniczne?" - pyta retorycznie Mariusz Z. "Prokuratura działa jawnie na szkodę prawie 150 osób przez domaganie się odebrania im prawa jazdy i doprawdy trudno zrozumieć czym się kieruje acz własną teorię na ten temat mam" - pisze Z. Co na to prokuratura? - W tej firmie nie zostały dopełnione wszystkie obowiązki. Trudno, żeby teraz własne zaniedbania przerzucać na prokuratora - mówi prokurator rejonowa Ewa Kańduła. Czy starosta uzna sprzeciw prokuratury? - W najbliższym czasie udzielimy prokuratorowi odpowiedzi. Wiemy już, co zrobimy, ale nie chcemy o tym mówić zanim z naszym stanowiskiem nie zapozna się prokuratura - mówi starosta Małgorzata Lachowicz-Murawska. Krzysztof Kołodziejczyk Imiona i nazwiska bohaterów tekstu zostały na ich prośbę zmienione przez redakcję.