Szymon M. lubił się kąpać, od lat przychodził na gliniankę, nazwaną przez miejscowych niebieską. Zwykle był sam. Wszyscy go tu znali, choć był mieszkańcem Lubska. W piątek wieczorem, 9 maja, przy brzegach było sporo wędkarzy. Opowiadają, że Szymon długo siedział nad brzegiem, coś popijał. Nagle zdjął koszulkę i wskoczył do wody. Widząc to z przeciwległego brzegu, wędkarze próbowali go ostrzec, by się nie kąpał, bo woda jeszcze nie zdążyła się nagrzać. Wynurzył się tylko raz, mężczyźni krzyczeli: "Szymon, bo się utopisz!", ale on już pewnie nie słyszał. Wszyscy pozrywali się z krzeseł, szukali go wzrokiem na powierzchni wody. Rzucili wędki, wołając obeszli dookoła cały zbiornik. Szymon przepadł. Wtedy zawiadomili policję. 4 metry pod wodą Poszukiwania rozpoczęto tego samego wieczora. Strażacy z miejscowej OSP i policjanci przeczesali staw i otaczający go las. Akcję przerwano późnym wieczorem. W sobotę wznowiono poszukiwania. Wezwano płetwonurków z Zielonej Góry. Ciało znaleziono mężczyzny na głębokości 4 metrów, 8 metrów od brzegu. - Dostał skurczu, prawdopodobnie podczas skoku do zimnej wody. Nie widzieliśmy żadnych obrażeń zewnętrznych - mówią st. kpt. Dariusz Mach i kpt. Rafał Szymoński, strażacy z Zielonej Góry. Na brzegu po topielcu zostały ubrania, butelka nalewki i pojemnik z acetonem. Mężczyzna był znany lubskiej policji, miał problemy z narkotykami i alkoholem. Nie pracował, mieszkał z rodzicami. Ostatni skok Adam Ostrowski z Jasienia przyznaje, że Szymon był dobrym pływakiem. Potrafił pływać bez odpoczynku nawet godzinę. Dlatego nikt z obecnych nad wodą nie uwierzył początkowo, że się utopił. Myśleli, że schował się w zaroślach. - Byliśmy dobrymi kolegami - wspomina A. Ostrowski. - On zawsze pierwszy rozpoczynał sezon kąpielowy. I jak na ironię losu, ten pierwszy majowy skok okazał się jego ostatnim w życiu. Lucyna Makowska