- Podczas pierwszej operacji okazało się, że trzeba ją przerwać, bo syn za bardzo krwawi - wspomina Agnieszka Makowiecka. - Kiedy się wybudził, płakał z potwornego bólu. Miał opuchniętą całą głowę. Szwy go ciągnęły. Był zły na mnie, że go zabrałam na operację. Pytał, dlaczego musi tak cierpieć - płacze mama chłopca. Nie wiedziała, jak ma powiedzieć 14-latkowi, że operacja się nie udała i za tydzień czeka go kolejna. - Powiedział mi wprost: "mamo, ja tego nie przeżyję". Prosił, żebym go nie dawała na tę operację, że chce wracać do domu. Tłumaczyłam, żeby jeszcze wytrzymał, bo to dla jego dobra - opowiada. Żeby nas pamiętał Podczas drugiej operacji lekarze zdołali wyciąć całego guza. Adrian leżał na oddziale intensywnej terapii. Był w śpiączce farmakologicznej, oddychał za niego respirator. Nie było wiadomo, jakie spustoszenia w mózgu spowodowała operacja. - Mówią, że może jeździć na wózku, stracić wzrok albo pamięć. Wszystko przeżyjemy, tylko bardzo bym chciał, żeby nas pamiętał - mówił łamiącym się głosem Grzegorz Makowiecki, tata chłopca. Kilka dni później, po wzbudzeniu chłopca okazało się, że pamięć pozostała, ale ma sparaliżowaną prawą część ciała. - Na pytania odpowiada tylko "tak", "nie" i to wszystko - mówi A. Makowiecka. Za biedni na troskę Dla matki Adriana najtrudniejsze jest to, że nie może być teraz przy swoim synu. - Byłam przy nim przez półtora tygodnia, ale skończyły się pieniądze i nie mogę już nocować w Poznaniu. Nie ma wolnych łóżek w szpitalu, a prywatne kwatery w blokach obok kosztują po 30-40 zł za dobę. Nie stać nas na to - płacze pani Agnieszka. Na utrzymaniu mają jeszcze dwójkę dzieci w wieku 13 i 9 lat. Pan Grzegorz pracuje dorywczo, pani Agnieszka zarabia około 600 zł miesięcznie, jako opiekunka osób starszych. - Codziennie dzwonię do szpitala i pytam, co z synem. Jak tylko mam na paliwo, to proszę szwagra, żeby zawiózł mnie do Poznania, chociaż na parę godzin - mówi pani Agnieszka. Guz się powiększał, a lekarze zwlekali Chłopiec rozchorował się w wakacje. Miał silne bóle głowy, wymioty. Lekarze z Nowej Soli rozpoznali raka mózgu i skierowali Adriana na operację. Ponad dwa miesiące trwała walka matki o przyjęcie syna na oddział. Operacja miała odbyć się jak najszybciej. Jednak za każdym razem mama chłopca była odprawiana z kwitkiem. Lekarze tłumaczyli się brakiem miejsc i wolnych terminów operacji. Tymczasem guz z dnia na dzień się powiększał. Bezsilna kobieta zgłosiła się w końcu po pomoc do "Gazety Regionalnej". Po rozmowie dziennikarzy z lekarzami Szpitala Klinicznego im. K. Jonschera UM w Poznaniu, chłopiec trafił w końcu na oddział neurochirurgii dziecięcej. Potrzebna pomoc Rodzina liczy na wsparcie ludzi dobrej woli. Pomoc już zaoferowali uczniowie ze Szkoły Podstawowej w Górzynie, gdzie uczył się Adrian. Ksiądz z miejscowej parafii odprawia msze za zdrowie chłopca. Nie wiadomo, jak długo potrwa leczenie i rehabilitacja Adriana. Rodzina jest w ciężkiej sytuacji finansowej, ale trudno im prosić o pieniądze. Mają jednak nadzieję, że znajdą się osoby, które będą mogły pomóc finansowo lub rzeczowo. Każdy, kto chce wesprzeć Adriana i jego rodzinę, może skontaktować się z autorką artykułu pod numerem tel. 510 057 241 lub 068 4 700 711. Marta Czarnecka