Prezydent Jurczyk zwolnił wczoraj kierownictwo wydziału zdrowia i ustanowił swojego pełnomocnika, nie przekazał mu jednak dokumentów niezbędnych do kierowania placówką. Wszystko więc dzieje się spontanicznie. Nadzór nad pracami spoczywa na wiceprezydent Annie Nowak, ale ta robi to nieudolnie. - Miasto przyjęło technikę gaszenia pożaru. Nie ma systemu, jest gaszenie pożaru - mówią szczecińscy radni z komisji zdrowia. - Te osoby, które są w urzędzie, które krzyczą, dostają zasiłki. Urząd - dodajmy - już kolejny dzień okupują samotni rodzice. Bałaganowi w magistracie dziwić się nie można. W referacie świadczeń rodzinnych pracowały do tej pory osoby zupełnie przypadkowe, np. szef referatu był wcześniej dyrektorem Domu Książki. Teraz do wprowadzania danych komputerowych ściągnięto pracownice z ZUS-u i Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Prezydent Jurczyk zniknął bez śladu; nie chce się spotkać ani z dziennikarzami, ani protestującymi. Także lubelski urzędnik, który miał dopilnować wypłat zasiłków dla samotnych rodziców, jeszcze dziś ma złożyć dymisję. Decyzja o dymisji to wynik ustaleń kierownika Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie z prezydentem Lublina. Problem jednak w tym, że odejście urzędnika nie rozwiąże problemu; bałagan i zdesperowane matki zostaną - na pieniądze czeka jeszcze połowa uprawnionych. Szef MOPR-u liczy jednak, że tydzień wystarczy na załatwienie wszystkich interesantów. Ale zdaniem sceptyków to zbyt mało, żeby uporządkować bałagan.