Do akt sprawy Cezarego S. w lubelskim sądzie dotarł "Dziennik Wschodni". Odszkodowanie zostanie wypłacone z budżetu Polski, czyli z naszych podatków. Proces ciągnął się przez ponad osiem lat. Początkowo z winy oskarżonego. Wiosną 1993 roku Cezary S., mieszkaniec Białej Podlaskiej, został aresztowany za rozprowadzanie fałszywych banknotów i fałszowanie dokumentów. Po trzech miesiącach wyszedł na wolność ? miał odpowiadać z wolnej stopy. Pod koniec 1993 roku sprawa fałszerza trafiła do Sądu Wojewódzkiego w Lublinie. Proces nie ruszył, bo Cezary S. uciekł za granicę. Popadł w konflikt z prawem na Białorusi. Tamtejszy sąd skazał go na cztery lata więzienia. Kiedy w 1996 roku przestępcę przewieziono do więzienia w Polsce, mógł się wreszcie zacząć jego proces w Lublinie. Wyrok zapadł dopiero pod koniec 2000 roku - Cezary S. dostał dwa lata w zawieszeniu. Odwołała się prokuratura. Rok później Sąd Apelacyjny uznał, że przestępcy należy się więzienie. Wówczas Cezary S. poskarżył się na Polskę w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu. Uważał, że był zbyt długo sądzony, i że po aresztowaniu w 1993 roku powinien szybciej wyjść na wolność. Do rozprawy przed trybunałem nie doszło. Polska postanowiła pójść na ugodę i wypłacić 15 tysięcy zł zadośćuczynienia za doznane krzywdy. Kilka dni temu trybunał zaakceptował ugodę. Wiele wskazuje, że sprawa Cezarego S. to dopiero początek. Skargę do trybunału złożył już inny mieszkaniec Lublina. Domagał się od spółdzielni mieszkaniowej odszkodowania za wycięcie drzewek. Ten proces trwał 15 lat.