1 stycznia wchodzi obowiązek posiadania kasy fiskalnej w taksówce. W Lublinie spełnia go tylko jeden na pięciu taksówkarzy. Jeśli minister finansów nie przedłuży terminu, pewnie będziemy musieli naszykować się na piesze powroty z sylwestrowych zabaw. Józef Pomorski, lubelski taksówkarz z prawie 20-letnim stażem nie kryje rozgoryczenia i złości. - Żeby jeszcze kasę można było od ręki kupić. A tak trzeba nawet dwa miesiące czekać. Jeździć nie będę mógł. Więc ja się pytam: za co przez ten czas wyżywię rodzinę? Dlaczego kas nie każą mieć w prywatnej komunikacji, gdzie zarabia się dziesięć razy więcej? - pyta się Pomorski. Na montaż urządzenia w tym roku nie ma już szans. Dlatego, kiedy nastanie nowy rok większość z nich zjedzie do domu. Tak nakazuje nowy przepis, za jazdę bez kasy taksówkarzom grożą wysokie kary finansowe. Jednak niektórzy otwarcie mówią, że złamią przepisy skarbowe i będą jeździć do białego rana. - Przecież sylwestrowa noc to dla mnie finansowe żniwa. Kiedy ja tak zarobię? A zresztą kto mnie sprawdzi w Nowy Rok? - śmieje się gorzko właściciel srebrnego passata. - A potem przymusowe wakacje. Inżynier Adam Stachurski, właściciel jednej z firm, gdzie montuje się kasy fiskalne, potwierdza, że urządzeń jest o wiele za mało w stosunku do potrzeb. Producenci przysłali mu tylko 190 sztuk. Gdyby miał ich dwa razy więcej, ze sprzedażą ich nie byłoby problemu. Więcej w tekście Mariusza Muchy, w jutrzejszym wydaniu "Kuriera Lubelskiego".