I jeszcze jedna refleksja z tych, które wychwycił Jerzy Tyburski dyrektor BWA w twórczości Tadeusza Paszko - niepokój. Niepokój dlatego, że "cykl wiejski" zaprezentowany w galerii to świat, który już odszedł, życie bohaterów z obrazów Paszko, na naszych oczach, dobiega końca. Z obrazów jednak nie przemawia smutek, jeśli już, to nostalgia i jeszcze coś... życie! Nastrój piątkowego wieczoru w BWA był jak najbardziej radosny i uroczysty. Artystyczny gwar czynili: rodzina artysty, młodzież, profesorowie Liceum Plastycznego, koledzy - artyści i twórcy oraz stali bywalcy, którzy nie opuszczają żadnego wernisażu. Honory gospodarza pełnił Jerzy Tyburski. Z widoczna estymą prezentował drogę artystyczną i malarstwo bohatera wernisażu Tadeusza Paszko, artystę urodzonego w Szczebrzeszynie, który kawałek życia spędził w Zamościu, a po studiach w Warszawie swoje życie zawodowe związał z Nałęczowem. Dyrektor BWA podkreślił to, co najistotniejsze w twórczości artysty - wierność tematyce ludzi wiejskich, tematyce wsi - tematom, które odchodzą/umierają. Tadeusz Paszko w swoich obrazach nawiązuje do tematyki regionu, z którego pochodzi - mówił Tyburski, a w jego obrazach można dostrzec podobieństwo do kompozycji Van Gogha, pewne elementy sztuki Dwórnika, czy Czapskiego i pewne cechy malarstwa ekspresjonistycznego. - Pod tą warstwą tematyczną kryje się dużo treści, dużo symboliki, mówiącej o przemijaniu, mówiącej o śmierci, dużo jest także ekspresji i życia. W warstwie pikturalnej jest to bardzo interesujące malarstwo - kończył Jerzy Tyburski prezentację, gratulował wystawy i dziękował artyście, że zgodził się pokazać w Zamościu swoją twórczość. Dla Tadeusza Paszko był to ważna chwila. Żadna myśl nie umknęła w jego wypowiedzi, bowiem na tę okoliczność przygotował całkiem zręczny odczyt. Artysta witał licznie zgromadzonych, wszystkich razem i każdego z osobna i dziękował za pomoc w organizacji wystawy. Z łezką w oku przywołał miniony czas spędzony w Zamościu, trasę od internatu w sądzie na śniadanie na ulicy Pereca, by o ósmej stawić się w szkole. Mile powitał prof. Jana Siwczuka, który nie tylko zadbał o rozwój jego talentu, także o wybory życiowe artysty. Obydwaj panowie byli najwyraźniej ukontentowani ze spotkania. Wypunktował także kolegę ze szkolnej ławy, z którym nie miał kontaktu od czterdziestu lat. Artysta nawiązał także do tematu swoich prac związanego z życiem i pracą ludzi wsi. Temat ten tkwił w artyście od dawna i postanowił go przenieść na płótno. Notatki i szkice zaowocowały realizacją kilkudziesięciu obrazów, które postanowił udostępnić do oglądania. Na ekspozycji - prace namalowane w latach 1974 - 2007, choć 48 prac nie zostało pokazanych z powodu braku powierzchni. - Obraz maluje się zazwyczaj długo, choć jest jeden - "Babcia w czerwieni", który namalowałem za jednym podejściem - oświadczył artysta. Babcia już w niebie, ale obraz z babcią został - skwitował Tadeusz Paszko. Jak widać na obrazach - kontynuował artysta - dotykam kondycji fizycznej i psychicznej ludzi wsi. Ich twarze i dłonie poorane są zmarszczkami, spracowane i spalone słońcem są piękne w swoim rodzaju. Maluję ludzi starych, ich pracę i odpoczynek. Był jeszcze głęboki szacunek dla małżonki, która określa miejsce artysty na ziemi, która jak trzeba, odrywa męża od malowania, by powrócił w rzeczywistość ziemską. Tadeusz Paszko oficjalnie nazwał cykl swoich prac "Święci Pańscy" i zacytował recenzję z katalogu autorstwa Z. Frączka: "To Apostołowie. Nic dziwnego, że niewiele potrzebują do życia, tak jak ptaki, promień ziarna i przestrzeni, do życia, do lotu, nad głowami tych ludzi brakuje tylko aureoli. Bo to Święci, Święci Pańscy". Staram się - podsumowywał artysta wypowiedź - przedstawiać ludzi pobożnych i pracowitych. To są mieszkańcy wsi: Kolonia Emska, Płonka i Średnie Duże. Atmosfera życia, zgodnie z rytmem przyrody, pozostawiła niezapomniane chwile. Wspólnie pracowałem z rodzicami i rodzeństwem na gospodarstwie rolnym, stąd też w malarstwie interpretuję prace na wsi. Obrazy te są zapisem niezapomnianego czasu mojej młodości. Są hołdem dla ciężkiej i niedocenionej pracy rolnika. Ta tematyka nadal we mnie żyje i mnie inspiruje. Niezapomnianą duszę polskiej wsi ciągle utrwalam na płótnie. Tadeusz Paszko serdecznie dziękował wszystkim, że znaleźli czas na spotkanie z jego sztuką malarską. Zapraszał do oglądania i dzielenia się uwagami na temat jego prac. Do poczęstunku, czyli spróbowania wypieków żony artysty zapraszał Jerzy Tyburski. Ciasta smakowały rewelacyjnie. I jeszcze jeden miły akcent, losowanie reprodukcji obrazu Tadeusza Paszko z podpisem mistrza. Szczęśliwcem "Samotności" okazał się Bogusław Bodes. Zaproszenie do oglądania obrazów zostało przyjęte, a w tle usłyszeliśmy muzykę Piotra Szczepanika, którą przygotowano na życzenie artysty. W tle, ale już wnętrza galerii charakterystyczna postać Marka Terleckiego. Czas na opinię o sztuce malarskiej Tadeusza Paszko "powszechnego prześmiewcy/szydercy", może nawet "zamojskiego Stańczyka", jednym słowem Marka Terleckiego. Teresa Madej - Co pan sądzi o tych intrygujących obrazach? Tyle w nich treści. Niby prostota tematu, naturalność scen... Ta babcia... prawie jak moja... Marek Terlecki - "Babcia mnoga" Teresa Madej - Panie Marku, dwa słowa, ale nie będziemy się ograniczać. Jak pan postrzega malarstwo - takie ludyczne, takie wiejskie, takie bogobojne, ciepłe i zarazem żarliwe, prawie modlitwa. Marek Terlecki - Paszko "paszkudny" jest! Tutaj trzeba chodzić w gumofilcach, bo tu jest ludowa woda tak polana, że trzeba starać się cicho chodzić. Teresa Madej - Ale to urzeka! Marek Terlecki - Kogo urzeka to urzeka! Każdemu szumi inna rzeka! I teraz, ta drastyczna swoboda "babci mnogiej", wymalowana w rozmaitych wariantach, kompletnie nieokiełzanej natury, unikającej wszelkiej formy tradycyjnego wyszkolenia. Może chęć przeciwstawienia się, może taka natura przeciwstawna wszystkiemu, każe mu "rodzić", mieszać, używać, z rozmaitych kiczów tworzyć, możliwe, że w niektórych momentach, niepowtarzalne chwile. Jest to tandeta podniesiona do, nawet świętości, która staje się czasem absurdem, obłudą i komuś tam się podoba. Mnie? Możliwe, że też się podoba, że tu mi się nic nie podoba - /wielka radość odmalowała się na obliczu Terleckiego, usatysfakcjonowanego komentarzem, a raczej ripostą?/ Teresa Madej - Ja sądzę, że jest tu artyzm w tej prostocie tematu. Marek Terlecki - Artystycznie! No pewnie! Jak by ustąpić z żywiołu takiego malarza jakim był Matisse i nieco "ulżyć" Nikiforowi - to jego świadomość tak się mieści, pomiędzy Ociepką i Cherudkiem innym. Ale proszę panią, on jest bardzo, bardzo skomplikowany niejednokrotnie w tym swoim nawarstwianiu faktur, dla jakiś skutków i przyczyn, dla osiągnięcia pewnej poetyki tej przypadkowości wszystkiego. Natura przypadkowości wszystkiego - powtórzył ponownie Marek Terlecki. Było jeszcze o Nikiforze, ale krytyk Terlecki nie dopatrzył się ani, ani Nikifora. - Ale rodowód wrażliwości, tej pierwszej wrażliwości, której nie zakłóca jakieś wychowanie, wyszkolenie - to tutaj się widzi. I chyba rzecz polega na tym, żeby dawać swoją propozycję, a tutaj niewątpliwie ona jest! Jego własna propozycja. I wtedy odpada to, że taki ja, trochę szydzi, utyskuje na to. Jeżeli się stwierdza, że on swojego coś mówi, to upadają wszelkie szyderstwa. I to jest na jego korzyść! Teresa Madej