O zaginionym pracowniku poczty, który pobrał paczki o wartości 5,6 tys. zł, wyjechał w rejon i nie powrócił, powiadomił policję w niedzielę dyspozytor kierowców rozwożących paczki z jednego z oddziałów pocztowych w Lublinie. Dyspozytor powiedział, że gdy kierowca nie wrócił w sobotę do godz. 21 próbował dzwonić do niego, lecz telefon pracownika nie odpowiadał. Pracownica rozliczająca paczki też dzwoniła do kierowcy i dowiedziała się, że ok. godz. 20 "złapał gumę" i wróci później do bazy. Gdy ustalono, że kierowca nie nocował w domu, powiadomiono policję - powiedział Witold Laskowski z zespołu prasowego Komendy Miejskiej Policji w Lublinie. W niedzielę do komendy w Lublinie zgłosił się sam zaginiony, 26- letni Damian K., który powiedział, że skradziono mu służbowy samochód, dokumenty, paczki oraz ok. 2 tys. zł. Zeznał, że kiedy jechał ul. Dożynkową w Lublinie, został zatrzymany przez trzech mężczyzn, którzy kazali mu wysiąść z auta, trzymali za ręce, popychali, grozili zabójstwem. Zabrali mu saszetkę z pieniędzmi. Następnie kazali wejść do samochodu, wywieźli go w jedną z bocznych uliczek, tam wyrzucili i uciekli. - Poszkodowany nie odniósł żadnych obrażeń - zaznaczył Laskowski. Policjanci razem z nim wyruszyli w podaną przez niego trasę, aby sprawdzić relację, w której było wiele nieścisłości. Wtedy Damian K. przyznał się, że wprowadził policję w błąd. - Okazało się, że mężczyzna wszystko wymyślił, aby zatuszować przywłaszczenie sobie ok. czterech tys. zł z rozwiezionych paczek. Pieniądze przeznaczył na hazard, grając na terenie Lublina. Samochód służbowy zaparkował przy jednym z hipermarketów - powiedział Laskowski. 26-latek jest obecnie przesłuchiwany. Prawdopodobnie jeszcze we wtorek będzie doprowadzony do prokuratury.