Tynia trafiła na oddział pediatryczny z podejrzeniem infekcji dróg moczowych. Ostateczna diagnoza głosiła jednak, że dziewczynka cierpi na nowotwór. Lekarze odkryli guza o wymiarach 10x9 cm. "Na początku myślałam, że się przejęzyczyli, że chodzi o milimetry, a nie centymetry" - pisze matka dziecka. "Moja mała córeczka była bardzo dzielna, zniosła bloki megachemioterapii, sześciogodzinną operację, w trakcie której usunięto guz wraz z nerką. Kolejnym etapem była chemioterapia i autoprzeszczep szpiku" - dodaje. 12 września 2015 roku dziecko zakończyło radioterapię. Po radioterapii istnieje konieczność leczenia choroby resztkowej przeciwciałami anty-GD2. "Cieszyliśmy się, że to leczenie jest od tego roku dostępne także w Polsce. Niestety, Justynka nie została do niej zakwalifikowana, o czym dowiedzieliśmy się w ostatniej chwili" - pisze mama Tyni. Powodem, dla którego dziecko nie zostało zakwalifikowane był fakt, że podczas megaterapii dostawało dodatkowy lek. "Musiała dostać ten lek, ponieważ nie ma jednej nerki, lekarze postąpili słusznie" - wyjaśnia kobieta. Problem w tym, że teraz drzwi do leczenia w Polsce się zamknęły. Szansa nadal jest, ale we Włoszech i kosztuje ok. 40 tysięcy euro. "Czas dosłownie nas goni, mamy termin na 12 października 2015, ponieważ przeciwciała powinny być podane ok. 120 dni od autoprzeszczepu, a 18 września minęła setna doba. Wiemy, że to leczenie jest skuteczne, dzieci pokonują chorobę, żyją! I tylko tego chcę dla mojej córeczki - żeby żyła. Nie proszę o nic dla siebie, teraz liczy się tylko Tynia. Jest całym naszym światem! Proszę, uratujcie życie mojej córeczki" - apeluje matka dziewczynki. ***** Na leczenie dziewczynki zebrano do tej pory jedynie 34 531 zł, a potrzeba jeszcze 135 469 zł. Mama Tyni prosi o wsparcie. Wpłat można dokonywać TUTAJ