Otwierając wystawę dyrektor Jerzy Tyburski szczególnie serdecznie powitał uczestników XXVI Międzynarodowego Pleneru Ilustratorów odbywającego się w Kawęczynku oraz miłośników poety słowa, dźwięku i obrazu. Ilustratorzy z legendarną postacią Marka Grechuty zmierzyli się przed rokiem. Inspiracją byli także poeci, których utwory wykonywał Marek Grechuta: Adam Mickiewicz, Konstanty Ildefons Gałczyński, Bolesława Leśmian, Jan Nowak oraz poezja autorstwa Marka Grechuty. Ilustratorzy odnieśli się również do postaci artysty urodzonego w Zamościu, gdzie także spędził swoją młodość. To szczególna chwila - mówił Jerzy Tyburski - ponieważ po raz pierwszy od śmierci Marka Grechuty artyści plastycy poświęcili uwagę właśnie jemu. Tradycyjnie, wystawie poplenerowej towarzyszyło wydanie katalogu, zawierającego jedną pracę/ilustrację każdego z uczestników pleneru. Jak dodał dyrektor BWA - Marek Grechuta byłby z tego faktu zapewne zadowolony. Na wystawie pokazano dwie prace każdego z dwudziestu sześciu ilustratorów: z Polski, Ukrainy i Stanów Zjednoczonych. Każda ilustracja jest próbą odkrycia, zdefiniowania, zobrazowania, jednym słowem - zilustrowania zarówno twórczości jak i samego Marka Grechuty. Jakie są te ilustracje? Ocena nie jest prosta. Zapytani artyści ilustratorzy mówią o swoich inspiracjach i przemyśleniach. Duchowy tryptyk: Zamość i Geniusz Marek Antoni Terlecki - Mój tryptyk wynika z głębi jakiegoś czasu. Cofnąłem się do chwili, kiedy Grechuta zdał sobie sprawę, że Zamość nie jest całym światem. My, ludzie z małych wsi, miast i miasteczek tęsknimy do "wielkiego dzwonu" Zygmunta. Nierzadko udaje się nam tam osiąść i gdyby na przykład Grechuta siedział w Zamościu mógłby być tej miary co Wojciech Kowalczyk. Nikt by go specjalnie nie znał. W Zamościu Grechuta złapał geniusza "za nogi". Geniusz się unosi czasem wysoko, czasem nisko, trzeba go złapać i ściągnąć. Marek szczęśliwie udał się do Krakowa, tamże ten jego geniusz się rozwinął. A były to czasy, że nic innego się nie śpiewało. Co prawda już śpiewała Demarczyk. I to była taka odnowa, takie przeniesienie szarości, ale szarości poetyckiej w sferę piosenki, czyli w sferę, której chciało się słuchać. Najpierw było tylko radio. On zaczął istnieć jako poezja szarego świata, to nie był "szary" śpiew, i to się doskonale "przędło", to tak jak szara nić się przędzie. On doskonale wypełnił tę lukę na sferę duchową, która daje pieśń. I ta pieśń się poniosła i ona się we mnie rozlega do dzisiaj echem, bo ja już go nie słucham, ale mogę wyrazić go w dziele swoim. Bardzo zwątpiłem, czy to się da przełożyć. Jakoś mi się udało. Ale nie umknął on z tej strefy skraju rzeczywistości, skąd bierze początek wszechświat, bo on w tym samym osiągnął spojrzenie od najmniejszych rzeczy do największych. Takie właśnie dzieło wykonał. Czy można jeszcze coś piękniejszego w polskiej piosence poetyckiej zrobić? No to czekamy! Płyty "zilustrowane Grechutą" Dariusz Łukasik - Ten pomysł wynika ze mnie, z szerszej mojej działalności. Jak zwykle, myśląc o twórczości Grechuty, myśląc o jego osobie, zastanawiałem się jak znaleźć jakiś skrót, znak, który pokazałby plastycznie tego człowieka powiązanego z jego twórczością. Taka była moja intencja od początku i stąd forma płyty, płyty na niby, płyty ilustrowanej. Pomyślałem sobie, że w ten sposób bardzo dużo nawarstwień spotka się w jednym miejscu. - Ja bardziej o Grechucie słyszałem, niż Grechutę słyszałem, bo ja nigdy nie byłem fanem twórczości Marka Grechuty, ale w momencie kiedy zacząłem czytać teksty, potem słuchać wykonań, znalazłem kilka, kilkanaście niesamowitych utworów, które zrobiły na mnie naprawdę duże wrażenie. Ja gustuję trochę w innych kręgach muzycznych. To poszukiwanie, jak zwykle przy ilustratorskich plenerach, jest takim dla mnie, dla nas wielu, momentem edukacyjnym. Temat zmusza do tego, żeby szukać wiedzy na temat człowieka, na temat jego twórczości. - Teksty, które śpiewał Marek Grechuta - jak dla mnie - niosą taki niepokój. Taka zapowiedź tego, co może się zdarzyć, nie zdarzyć. Odczuwa się w wielu tekstach, że jest zagadka, jest niewiadoma, że jakby nie jest spełnieniem to, co jest w tej chwili, a co jest za tymi drzwiami, za tym widnokręgiem. To bardzo często się w jego tekstach przewija. Ja w swoich pracach też taką kolistą formę sobie pomyślałem, bo tam wszystko się plecie. Pojawiają się takie kontrapunkty, słowa, które się w wielu utworach przewijają. Taki człowiek, "zawinięty", "splątany" myślami. Romantyczna bratnia dusza Bogusław Orliński - Marka Grechutę na nowo odkryłem. Przerzuciliśmy prawie cały jego repertuar. Wydaje mi się, że zapomniano o nim. Były programy w TVP Kultura, które sobie zakreślałem i wysłuchiwałem tego. Wydaje mi się, że trochę niesprawiedliwie go potraktowano. - To był trudny temat. Chęci były większe, niż potem możliwości tego przełożenia na język graficzny, ale trzeba się było sercem kierować, uczuciem. Podobało mi się to, piosenki, i przez to temat był może trudniejszy, bo czasami znajdzie się temat prosty i trzeba go ubrać w formę graficzną. Tutaj trzeba było głębiej sięgnąć. - Nawiązałem do wiersza Dymnego. On jest trochę dowcipny, dosyć przewrotny. Pani zna ten tekst: "Płonie róża, dominuje nad całym ogrodem". Chciałbym, żeby to znaczyło trochę więcej, bo raczej jestem niewesołym człowiekiem i może nawet w nim poczułem taką bratnią duszę. Trochę taką romantyczną, trochę taką niedzisiejszą. W moim lesie, czyli baśniowy "widnokres" Aleksandra Michalska-Szwagierczak - Tak jak większość z nas, słuchałam Grechuty. Za mojego świadomego życia Grechuta zawsze był. Po prostu zawsze był, i zawsze się go słuchało. To tu, to tam. W różnych okresach mojego życia, w dzieciństwie, w młodości i w dorosłości. Tak jak każdy. Miałam kolejne podejścia do Grechuty. A to bierne słuchanie, kupowanie kolejnej płyty, a to znowu totalny zachwyt. Były takie chwile. Także w tym momencie Grechuta jest dla mnie czymś, co się przeplatało, powszedniało, jak wszystkie zjawiska, które nam towarzyszą. I on jest dla mnie całością. - Jako ilustratorka wyszukałam tekst, wyszukałam obraz. Grechutę ilustrowałam całego. On dla mnie czymś takim jest - nastrojowym krajobrazem. I tak go widziałam zawsze, i trochę bezwiednie go namalowałam. Sporo było instynktownego luzu. To jest takie - jak on śpiewał - "gdzieś w nas". To jest głęboka refleksja, nie jest to żadne głębokie przemyślenie, nie jest to żaden mój ulubiony tekst. Jest trochę przypadku w wyborze tekstu. Tekst "Droga za widnokres" jest uniwersalny. Przeglądałam teksty i on mi wpadł w oko. Tekst jako pretekst, a Grechuta "gdzieś w nas siedzi". Grechuta - "Pierwszy i Ostatni"? Henryk Szkutnik - Kiedy przybyłem do Zamościa, Marka Grechuty już tu nie było. Były opowiadania, koncerty. Bardzo lubiłem go słuchać, kupowałem płyty przez wiele lat. Do tej pory lubię go słuchać, a tym bardziej, kiedy trwał plener. Przesłuchałem sto dwadzieścia utworów, aż do przesytu. Malowałem pod wpływem jednej z piosenek - "Kto pierwszy, a kto ostatni" . O tej kompozycji już wcześniej myślałem, bo to są niby "leśni ludzie", niby partyzanci , a może herody wiejskie. Nieraz zdarzają się takie sceny, że idzie grupa mężczyzn, jeden za drugim, rzędem. To także ogólnoludzkie, jako symbol. On śpiewa - "Kto pierwszy był człowiekiem, kto będzie nim ostatni". Potraktowałem to jako los człowieka. - "W moim lesie" to mamy potwora leśnego, niby dzik, a nie dzik. Wychodzi z rzeki, jedna noga grzęźnie w wodzie. To trochę zawoalowane, wszystko się może zdarzyć. Trudno jednoznacznie powiedzieć. Chciałem aby te obydwa pejzaże były zimowe, spójne. Nie tylko w zimnych barwach, ale w nastroju zimowym. Moją główną zasadą była aluzja, a nie iluzja, czyli niedopowiedzenie do końca. Wystawa ilustracji poświęcona niezwykłej osobowości i twórczości Marka Grechuty potrwa do 30 września. Teresa Madej