Urzędnicy z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej z Łukowa (woj. lubelskie) są pewni, że w tej rodzinie nie było przemocy ani alkoholu, ale była bieda. "W rodzinie nic strasznego się nie działo. Sąd uznał, że jeżeli nie mają własnego mieszkania, to dzieci trzeba zabrać" - mówi "SE" Iwona Kaniecka, kierowniczka GOPS. W 2006 r. sąd ograniczył rodzicom prawa rodzicielskie, umieszczając szóstkę dzieci w miejscowym domu dziecka. Mogli je odzyskać dopiero po zapewnieniu dzieciom lepszych warunków mieszkaniowych. Gdy matka dostała spadek, razem z mężem zbudowała dom i wystąpiła o zwrot dzieci. Czwórka z nich wróciła do domu. Z sądowych akt sprawy wynikało, że najmłodsza dwójka dzieci Matusików (Marcin i Justyna, obecnie mają 8 i 7 lat), nadal przebywa w domu dziecka. Gdy ojciec pojechał tam, usłyszał, że dzieci nie ma. "Dowiedzieliśmy się, że Marcina i Justynki nie ma w domu dziecka w Łukowie. Gdzieś ich zabrali. Nalegałem, by powiedziano mi, bo chciałem wiedzieć, co się z nimi dzieje. Dowiedziałem się od pracownicy bidula, że Marcinek i Justynka prawdopodobnie zostali adoptowani. Nie wiem, czy to prawda, bo żadnych decyzji nie otrzymaliśmy. Niech mi więc ktoś powie, czy przypadkiem Marcinek i Justynka nie zostali sprzedani? - mówi "Super Expressowi" ojciec. Ewa Szczęśniak, dyrektor domu dziecka, pytana o to, gdzie podziały się dzieci Matusików, odpowiada: "Nie wiem. Jestem dyrektorką od 2011 roku. Za mojej kadencji już nie było tych dzieci. Możliwe, że trafiły do adopcji lub rodziny zastępczej".