Postępowania prowadzić będzie Prokuratura Rejonowa w Chełmie. Dotyczą one czynnej napaści więźnia na policjantów oraz ewentualnego niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy - dodała rzeczniczka. W poniedziałek policjanci ranili więźnia, 28-letniego Jarosława M., który uciekł im, gdy po zatrzymaniu odwozili go do więzienia. Policja informowała, że więzień miał broń i pierwszy strzelał do funkcjonariuszy. We wtorek okazało się, że więzień był uzbrojony w ręczny miotacz gazowy w kształcie pistoletu Glock. Jak ustaliła prokuratura wyciągnął go i skierował w stronę policjantów, gdy radiowóz podjechał pod bramę więzienia. Zagroził, że będzie strzelał. - Policjanci i strażnicy więzienni byli przekonani, że więzień grozi im bronią - powiedziała Syk-Jankowska. Mężczyzna uciekł w stronę pobliskich ogródków działkowych. Ruszyli za nim policjanci i strażnicy więzienni. Jeden z policjantów wezwał zbiega do zatrzymania i oddał dwa strzały ostrzegawcze w powietrze. Więzień zatrzymał się, odwrócił i wycelował z miotacza w stronę ścigających go funkcjonariuszy. Wtedy policjant strzelił do zbiega cztery razy. Trafił go w bark, łopatkę, udo i rękę. Więzień przebywa w szpitalu Lublinie pod nadzorem policji. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Jest skazany za rozbój, ma pozostać w więzieniu do 2011 r. Został zatrzymany, gdyż nie wrócił w terminie do więzienia z pięciodniowej przepustki. Prokuratura będzie wyjaśniała m.in. jak to się stało, że mężczyzna miał w radiowozie miotacz gazowy przypominający pistolet. Przy zatrzymaniu powinien być dokładnie przeszukany.