Jak poinformował dyrektor chełmskiego szpitala Andrzej Santor, zamiast 130 pielęgniarek w czwartek pracuje 58. Pozostałe wzięły zwolnienia lekarskie, bądź urlopy na żądanie. Do pracy nie przyszła też część pracowników kuchni, pralni, warsztatów i transportu. - Jesteśmy zdeterminowane prowadzić protest aż do skutku - powiedziała przewodnicząca związku pielęgniarek i położnych w tym szpitalu Joanna Wójcik. Pracownicy chełmskiego szpitala domagają się podwyżek, w proporcji porównywalnej do wzrostu płac lekarzy. "Najmniej zarabiające pielęgniarki mają po 1200 zł. Chcemy podwyżek średnio po 600 zł. To, co oferuje dyrektor jest dla nas nie do przyjęcia" - dodała Wójcik. Dyrektor szpitala twierdzi, że szpital nie stać na tak wysokie podwyżki. Zaproponował wzrost płac w granicach 250-400 zł. - Na więcej nie mamy pieniędzy, szpital w zeszłym roku nie wykonał kontraktu, mamy około 40 mln zł długu. Jednak jesteśmy gotowi do rozmów - powiedział Santor. Dyrektor zapewnił, że pacjentom z powodu strajku nie zagraża niebezpieczeństwo. Pilne zabiegi są wykonywane. Ograniczone zostały przyjęcia; część pacjentów poszła do domów na przepustki.