Pożar wybuch przed północą. Wydobywający się z baraku dym zauważył podczas obchodu jeden z wartowników Muzeum na Majdanku i zawiadomił straż pożarną. Akcja gaśnicza trwała ponad sześć godzin, brało w niej udział kilkanaście jednostek straży pożarnej. - Spaliło się około dwie trzecie drewnianego baraku - powiedział rzecznik Komendy Wojewódzkiej Straży Pożarnej w Lublinie Wojciech Miciuła. Spalony barak to dawna kuchnia obozowa na III polu więźniarskim, obecnie budynek ten był wykorzystywany jako pomieszczenie magazynowe. Zgromadzone były w nim m.in. buty po więźniach obozu, przeznaczone do konserwacji. Dyrekcja Muzeum w specjalnie wydanym komunikacie poinformowała, że były to "głównie podeszwy i destrukty w ilości ok. 10 tysięcy". Nie wiadomo jeszcze, ile z nich uległo zniszczeniu. Wyjaśnieniem przyczyn pożaru zajęła się prokuratura. Jak powiedziała zastępca prokuratora rejonowego w Lublinie Dorota Kawa, wstępne ustalenia i oględziny biegłych wskazują, że pożar nie został spowodowany - jak wcześniej przypuszczano - zwarciem instalacji elektrycznej. Najprawdopodobniej nie doszło też do podpalenia. Wiele wskazuje na to, że ogień wybuchł wewnątrz baraku. Jak dodała Kawa, przechowywana tam była także papa. - Według specjalistów, przy wysokich temperaturach mogło dojść do samozapłonu - powiedziała. Jak podkreśliła, są to wstępne ustalenia i do ostatecznego określenia przyczyny pożaru będą potrzebne dalsze ekspertyzy. Hitlerowski obóz koncentracyjny na Majdanku istniał w latach 1941-1944. Spośród prawdopodobnie 150 tys. ludzi z ok. 30 państw, którzy przeszli przez Majdanek, życie straciło tu około 80 tys. Największą grupę więźniów stanowili Żydzi zwożeni do obozu z całej Europy. Więźniowie umierali na skutek głodu, chorób, pracy ponad siły, a także w egzekucjach i komorach gazowych.