Mariusz Pujszo: Proszę pana, ja kiedyś sprzedawałem w Polsce pralnie. Gdybym chciał zarabiać dalej duże pieniądze, to bym dalej te pralnie sprzedawał... Kiedyś miałem taki pensjonat "Pujszany" na Mazurach i utrzymywałem go nie ze względu na pieniądze, tylko dlatego, że ja lubię podejmować ludzi, jestem gościnny... Teraz jestem na etapie budowania podobnego pensjonatu koło Zamościa - coś w rodzaju takiego domu pracy twórczej, gdzie będą mogli się spotykać różni ludzie. Ja po prostu jestem osobą, która lubi poznawać nowe towarzystwo. I tyle. /fragment wywiadu z 2006 r./ * * * Legenda o założeniu Pujszan Dwaj przyjaciele: Mariusz Pujszo i Tomasz Ruczajewski wybrali się na tereny Zamojszczyzny, dokładnie rzecz ujmując na tereny Skierbieszowskiego Parku Narodowego, w samo jego serce. Przejeżdżali okolicę wszerz i wzdłuż. Mariusz szukał miejsca gdzie mógłby zbudować swoje siedlisko. Nagle zobaczył przepiękny teren: porośnięta lasami dolina a nad nią okazały taras. Mariusz powiedział do Tomasza: tutaj zbuduję w przeciągu roku moje przytulisko i nazwę je "Pujszany". Tomasz mógł już tylko przyklasnąć pomysłowi. To brzmi prawie jak legenda o Lechu, Czechu i Rusie. My wiemy, że tak było naprawdę. A może to coś ze scenariusza filmowego? Nigdy nic nie wiadomo! Zielony szlak. Łagodne wzniesienia i malownicze wąwozy, wyżłobione przez wodę w lessowym podłożu. Szczyty wzgórz porośnięte są lasami z dużym udziałem buka, grabu i jawora. Drzew iglastych jest tu znacznie mniej niż np. na Roztoczu. Poniżej kolorowa mozaika pól. To wszystko składa się na wspaniałe widoki. Na trasach będziemy tylko sam na sam z przyrodą. Jest cicho i spokojnie. Czyżby?! Niezmiernie interesująca imprezka Osobiście dostarczone zaproszenie miało w sobie wiele zachęty: "Będzie pite, jedzone, śpiewane i tańczone!". Trudno odmówić sobie przyjęcia takiego zaproszenia. A dodatkowym atutem było: kogo jeszcze Mariusz Pujszo zaprosił na interesującą imprezkę? W końcu to aktor i reżyser, organizator wielu imprez pod hasłem: "Art & Biznes Party", które mają na celu integrację świata sztuki, polityki, mody i biznesu. No i nie zapominajmy o mediach! Mariusz raczej wie co robi, i to zawsze w wielkim stylu, dobrze oswoił Cannes i pewnie nie tylko to fascynujące miejsce. Świetnie zaaranżował Wiszenki, sielsko, ludycznie i ... luksusowo. Piątka z plusem za scenariusz i reżyserię. Było tak jak być powinno być. Może za wyjątkiem czerwonego dywanu. Nawet słońce wynajął i słono zapłacił by zaczarowało gości. Co więcej - skubnął trochę z mola sopockiego, a może nawet molo to nic w porównaniu z okazałą promenadą dobudowaną do posiadłości. Ale od początku. Goście zjeżdżali autami i limuzynami od piętnastej. Ci najważniejsi kazali na siebie trochę poczekać. Nie mniej gospodarz wraz ze śliczną małżonką Consuellą dwoił się i troił by okazać zainteresowanie i serce wszystkim przybywającym w różnych porach dnia. Mieliśmy czas by nasycić oko, zaspokoić ciekawość i nagapić się na landscape, czyli pejzaż u stóp. Tak bym tego nie nazwała, co widziałam i podziwiałam po raz pierwszy, ale tego słowa użył Jerzy Gruza i od razu go zapożyczyłam. A więc, by zaspokoić ciekawość Czytelnika, przechodzę do rzeczy. Po co to całe zamieszanie? Otóż - Mariusz Pujszo jakiś czas temu miał Pensjonat "Pujszany" na Mazurach. Parę lat temu go sprzedał z powodu względów rodzinnych. Nie wiem czy marzył i śnił o nowym miejscu, ale wszystko na to wskazuje, przede wszystkim tempo realizacji przedsięwzięcia. Człowiek po prostu pracowity jest, a do tego rano wstaje uśmiechnięty, bez względu na to gdzie wstaje. Zamyślił odkryć nowe miejsca i dobrze je sprzedać, chociaż ja myślę, że on raczej filantrop jest a nie biznesmen. Ale czas pokaże. Na to odkrywanie zaprosił chyba setkę gości, i to jakich! Jerzego Gruzę zaprosił - znakomitego reżysera i scenarzystę, Tatianę Sosna - Sarno zaprosił - popularną aktorkę scen warszawskich, filmu i telewizji, Marcina Zamoyskiego Prezydenta Zamościa, świat biznesu, kultury i Pawła Deląga też zaprosił. A powód? W rok zbudował rewelacyjny pensjonat, hacjenda to może, a może dworek ziemiański, a może to siedlisko i nazwał "Agroturystyka Pujszany". Jak donosi Consuella Pujszo rok temu był geodeta, czyli ściernisko, a teraz budowniczy w rewelacyjny sposób wkomponowali obiekt w otaczający krajobraz, czyli pejzaż nie naruszając jego wartości. Nazwę to posiadłością - moim zdaniem najzręczniej. "Agroturystyka Pujszany" jest obiektem oferującym tak wysokie standardy, że właściwie to można się zastanawiać czy to nie scenografia do kolejnego filmu Mariusza Pujszo. W wizji twórców miało to być zapewne połączenie przeszłości i nowoczesności, i tak się stało. Posiadłość robi wrażenie niezwykle ujmujące - stare stylizowane wnętrze, gdzie mieszczą się ekskluzywne apartamenty o wyjątkowym wystroju wnętrz, sala gościnna, czyli izbą wielką zwana, ziemiańska kuchnia z wyposażeniem z XXI wieku, salon w stylu barokowym - z freskiem na suficie, "Portą Pujszanum", plazmowym telewizorem, super nowoczesnym kominkiem i ... skórzaną kanapą dla wygody gości. Mało? Proszę dorzucić do tego bibeloty, takie, które przechodziły z pokolenia na pokolenie, takie trzymane na kominku, na serwantce i przy sercu, a pewnie i takie zachowane jak talizman przez burze dziejowe. Drewniane popiersie Napoleona i napis: Wodzu prowadź! - to najbardziej rzuca się w oczy. I jeszcze drzwi. To jakaś magia, a może przesłanie. Stare odrapane z farby drzwi, kiedyś komuś służyły. Teraz w całą aranżację wnętrza wkomponowali je Państwo Pujszowie. Bo to oni są autorami tego wysublimowanego wnętrza. Wszystko jest jak z babcinego kufra i dziadka szafy. Robi wrażenie, trudno się nie zatrzymać. Jest w tym sentyment, przygoda i czyjaś historia. To buduje klimat i o to chodziło właścicielom, który stworzyli coś z niczego. Dla siebie, dla przyjaciół domu, dla artystów, a także dla zwykłych śmiertelników - jak zapewniają. Tu działa potęga marzeń i styl życia. Już na pierwszy rzut oka - luksusowego życia. No cóż, Mariusz Pujszo to "Król życia" nie od dzisiaj. Jest też dobry duch tego miejsca - "Pujszan", także tych z Mazur - to małżeństwo, Ewa i Andrzej Wnukowie. To za ich przyczyną wszyscy wracali do "Pujszan", serdeczność i dobra kuchnia - to ich domena. Po latach przerwy, Mariusz Pujszo powierzył im prowadzenie tego przytulnego miejsca. A może bez nich nie byłoby "Pujszan"? Specjalność kuchni to przede wszystkim domowa atmosfera, potem kurczak faszerowany i szczupak, też faszerowany. Zupy? Mariusz jest łasuchem i uwielbia moje zupy - numer 1 to borowikowa - mkówi Pani Ewa. No i lubi leniwe - myślę, że to polubią goście. Nakarmię niemowlaka i dorosłego - zaproponuję to, czego nauczyła mnie babcia. Radzimy sobie razem z mężem, on jest jak kochana "złota rączka" zachwalała Pani Ewa - zapraszając do spróbowania przysmaków, przygotowanych na otwarcie "Pujszan". Niestety - sama to wszystko przygotowałam. A było przy czym się narobić: sałatki, mięsa pieczone, bigos, i oczywiście pierogi - z serem i kapustą i pieczarkami. Dla smakoszy mięso grillowane i cały czas suto zastawione stoły. Czyżby wszyscy tylko sałatki i owoce jedli? No nie, niektórzy jeszcze popijali poncz przygotowany przez Mariusza, jak donosiła małżonka. Można było jednak podjadać bez grzechu. Gospodarze przygotowali niezwykłą niespodziankę. W domku, w którym w przyszłości zamieszkają Państwo Wnukowie zaaranżowano mini SPA - mało co nie. Firma Ars Medica Tomasza Żądkowskiego z Zamościa zaproponowała gościom swoje usługi - prawie przebojem. Trudno było odmówić sobie masażu relaksacyjnego kręgosłupa i masażu limfatycznego. Pani Monika, super profesjonalna, a Pan Bartosz - prawie w ekstazie czynił swoją powinność. Pomysł znakomity by się wypromować i w niedalekiej przyszłości otworzyć w Zamościu SPA. Wielki świat już za drzwiami! Nie koniec interesującej imprezki. Kiedy już przybyli ważni i ważniejsi, przecięto wstęgę przy wejściu na posesję. Tu nas urzekła kapliczka, nie wiem czy z zasobów Łódzkiej Szkoły Filmowej, czy z okolicy. To wie tylko sam Mariusz Pujszo. Ważne były słowa - "by niczego nie brakowało gościom i gospodarzom " Pujszan". Tego wieczoru nie brakowało. Kiedy słońce schowało się za horyzont, pojawił się księżyc i gwiazdy. Niebo jest tam bardzo przyjazne - wprost na życzenie zmienia swój układ i wygląd. Wykorzystali to gospodarze. Na niebie rozbłysły tysiące fajerwerków, tysiące sztucznych ogni. Takich jeszcze nie widziałam ja, takich zapewne nie widzieli mieszkańcy Wiszenek. Niebo zalśniło, jakby chciało nas olśnić. I tak byliśmy pod nieustającym wrażeniem. Przyszedł czas na zapowiadane śpiewanie i tańczenie. A w roli głównej Leonard Marczuk i jego zespół: "Kresowyj Ansamble Lońki Marczukijewa". Bije rekordy popularności na warszawskich salonach - tutaj też został przyjęty owacyjnie. To gwiazdy z "Polisz kicz projekt kontratakuje", filmu Mariusza Pujszo. Nie ma lepszej zabawy jak przy "Wołdze" w rytmie bugi, bugi, "Kalince" czy "Jarzębinie czerwonej". Ich witalność, ogromne poczucie humoru, lekkość zabawy czynią ich bezkonkurencyjnymi. Rytmom poddali się wszyscy - piękne hostessy (u Mariusza zawsze są piękne kobiety), biznesmeni i artyści. Tańczył też ze swoją małżonką Jacek Socha - doradca Ministra Piotra Woźniaka. Tańczyła Tatiana Sosna - Sarno i przyciągała wzrok wszystkich panów, nawet tych, którzy przyszli z żonami. No i do tego te tytuły - "Hetmana Kresów i Podola" dla Mariusz Pujszo i Jerzego Gruzy - nigdzie już takich nie przyznają, tylko tutaj - na Zamojszczyźnie. Były i kolejne atrakcje wieczoru - solista Piotr Wyrwas zaśpiewał amerykańskie songi. Scenariusz miał charakter rozwojowy - po prostu się działo. Były jeszcze dla chętnych konie Tomasza Ruczajewskiego - a może to już bladym świtem, sama nie wiem i ... wizyta w Zamościu - bo jak pisze w folderze Mariusz Pujszo, będąc w "Pujszanach" - można zwiedzić Zamość, jedno z najpiękniejszych polskich miast. Ładnie zaprasza, no nie? Co na to wszystko znamienici goście z Warszawy? O tym w następnym odcinku, no bo - któż nie lubi seriali?! Teresa Madej