Jak powiedział we wtorek rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie Artur Ozimek, matka chłopca złożyła wniosek, by na czas świąt mógł on opuścić dom dziecka i sąd się na to zgodził. Przed niespełna dwoma tygodniami sąd na niejawnym posiedzeniu rozpoznawał sprawę ograniczenia praw rodzicielskich rodzicom 11-latka. Uznał wtedy, że chłopiec powinien jeszcze zostać w placówce opiekuńczo-wychowawczej. Rozprawa została odroczona do 13 kwietnia. Sąd uwzględnił wówczas wnioski zgłoszone przez przedstawiciela rzecznika praw dziecka i zarządził przeprowadzenie aktualnego wywiadu środowiskowego w miejscu zamieszkania rodziców chłopca, a także kandydatów na rodzinę zastępczą (nie ujawniono, kim są). Rodzina zastępcza może być ustanowiona także tymczasowo np. na czas trwania postępowania sądowego. Rodzice Sebastiana chcą, żeby wrócił do domu i po pierwszej rozprawie w sądzie deklarowali, że podejmą starania o polepszenie sytuacji w rodzinie. Ojciec chłopca - poruszający się na wózku inwalidzkim po amputacji nogi - po wyjściu z sali sądowej powiedział dziennikarzom, że nie zgadza się, by Sebastian trafił do rodziny zastępczej. Mężczyzna chciał, żeby dziecko wróciło do rodziców, a sąd przydzielił rodzinie kuratora. Ojciec chłopca zapewnił, że w domu rozpoczął się remont m.in. wymieniono część okien, a dla Sebastiana przygotowywany jest pokój. Jak dodał, remont był możliwy dzięki pomocy finansowej od sąsiadów, gminy i miejscowego księdza. Matka dziecka - cierpiąca na depresję - powiedziała dziennikarzom, że podejmie leczenie, aby Sebastian mógł wrócić do domu. Decyzja sądu o umieszczeniu chłopca w placówce opiekuńczo-wychowawczej zapadła na początku lutego. Postanowienie to ma charakter tymczasowy, sąd w każdej chwili może je zmienić, jeśli uzna, że rodzice stworzyli chłopcu odpowiednie warunki. Decyzja o umieszczeniu go w domu dziecka nie przesądza o wyniku postępowania sądowego i ograniczeniu władzy rodzicielskiej. O złych warunkach bytowych, w jakich żyje Sebastian i jego trudnej sytuacji rodzinnej sąd uzyskał informacje od kuratora sądowego, a wcześniej od szkolnego psychologa i pracowników opieki społecznej. Jak tłumaczył Ozimek, sąd "musiał zareagować" m.in. dlatego, że dziecko dużo chorowało, "a podłożem tej choroby była sytuacja w domu". Według pracowników opieki społecznej, którzy zajmują się rodziną Sebastiana od wielu lat, jego sytuacja jest bardzo trudna. Rodzina utrzymuje się z zasiłków, pomaga im też dziadek Sebastiana. Dom był zaniedbany, brudny, w niektórych oknach zamiast szyb wstawione były dykty. Matka chłopca - chora na depresję - nie chciała się leczyć, ani przyjmować lekarstw. Ojciec choruje na cukrzycę i także zaniedbał jej leczenie. Sytuacja rodzinna bardzo się pogorszyła, kiedy ojciec chłopca trafił do szpitala i amputowano mu nogę. Kierująca ośrodkiem pomocy społecznej w Strzyżewicach Urszula Sawecka mówiła, że kiedy w grudniu pracownice ośrodka pojechały do tej rodziny, zastały chłopca samego, zamkniętego w nieogrzewanym domu. Dziecko było głodne, lekko ubrane. W styczniu podczas kolejnej wizyty pracowników ośrodka okazało się, że 11-latek jest chory. Wezwano karetkę. Dziecko było w szpitalu przez pięć dni. Wtedy pracownicy ośrodka o sytuacji rodziny powiadomili sąd.