Prokuratura zleciła natomiast badania biologiczne w celu ustalenia ojcostwa. O wstrzymanie wykonania orzeczenia o wydaniu dziecka Białorusi wnioskowała lubelska prokuratura. Chłopczyk przebywa obecnie w szpitalu w Gdańsku. - Sąd na posiedzeniu niejawnym uwzględnił ten wniosek prokuratury. Sąd wziął pod uwagę stan zdrowia dziecka oraz fakt, że została złożona przez prokuraturę apelacja od tego orzeczenia - poinformowała przewodnicząca wydziału Rodzinnego i Nieletnich lubelskiego Sądu Rejonowego Wiesława Stelmaszczuk- Taracha. Rzeczniczka lubelskiej Prokuratury Okręgowej Beata Syk-Jankowska poinformowała, że prokuratura zleciła już lubelskiemu zakładowi medycyny sądowej badania materiału biologicznego pobranego od dziecka, jego matki Białorusinki oraz od mężczyzny - Polaka - wskazanego przez kobietę jako ojca chłopca. - Prokuratura prowadzi wstępne postępowanie dotyczące ewentualnego skierowania pozwu do sądu o ustalenie ojcostwa chłopca - powiedziała Syk-Jankowska. Prokuratura złożyła też apelację od postanowienia lubelskiego sądu o wydaniu Białorusi chłopca. Według prokuratora - zgodnie z ustawą o cudzoziemcach - o wydaleniu cudzoziemca, także małoletniego, powinien decydować wojewoda, a nie sąd. Ponadto, w apelacji prokurator podnosi, że nie zostały wyjaśnione wszystkie okoliczności dotyczące obywatelstwa rodziców dziecka, a tym samym i obywatelstwa samego chłopca. Jeśli sąd ustaliłby, że ojcem dziecka jest Polak, mogłoby ono mieć wówczas podwójne obywatelstwo -polskie i białoruskie. Matka dziecka zwróciła się do wojewody lubelskiego z prośbą o zalegalizowanie swojego pobytu w naszym kraju. W piśmie do wojewody napisała m.in., że w naszym kraju przebywa od 1996 r., ma troje dzieci, z których dwójka urodziła się w Lublinie i zna tylko język polski, chodzi do lubelskich szkół. Kobieta pisze też, że nie chce wracać na Białoruś w obawie przed szykanami. - Wszczęliśmy w tej sprawie przewidziane prawem procedury - powiedziała w poniedziałek rzeczniczka wojewody lubelskiego Małgorzata Tatara. Chłopczyk - nazwany Jasiem (jego prawdziwe imię i nazwisko to Paweł Iwanow) - urodził się kwietniu ub. roku w Lublinie. Kobieta zrzekła się dziecka tuż po jego urodzeniu. Przez kilka miesięcy chłopczyk przebywał w jednym ze szpitali na Lubelszczyźnie. Lubelski sąd w październiku ub. roku umieścił go w rodzinie zastępczej, którą stała się młoda kobieta z Gdyni. Zgodnie z polsko-białoruską umową, władze Białorusi zostały o tym poinformowane. Niedługo potem Białoruś upomniała się o chłopca i zwróciła się do władz polskich o wydanie swojego obywatela, a sąd w Lublinie się na to zgodził. Sąd w Polsce - według przepisów umowy - mógłby ustanowić opiekę dla chłopca, jedynie wtedy gdyby nie zrobiła tego strona białoruska. Jak tłumaczyła sędzia Stelmaszczuk-Taracha, umieszczenie dziecka w rodzinie zastępczej było rozwiązaniem tymczasowym. Polskie media, opisujące historię dziecka, wyrażały obawy, że chłopczyk na Białorusi nie będzie miał należytej, specjalnej opieki wymaganej przy jego chorobie. Ambasada Białorusi w Polsce zapewniła, że po powrocie na Białoruś dziecko zostanie umieszczone "w specjalistycznym ośrodku opiekuńczo-medycznym w Grodnie, który specjalizuje się w leczeniu mukowiscydozy", jest wyposażony we wszelką niezbędną aparaturę i leki. Zapewniła także działania w celu znalezienia rodziny zastępczej dla chłopca. Ambasada przypomniała, że postanowienia konwencji o ochronie dzieci i współpracy w dziedzinie przysposobienia międzynarodowego oraz przepisy umowy polsko-białoruskiej zawartej w 1994 r. przewidują, iż w sprawach opieki i kurateli decydują organy tego państwa, którego obywatelem jest osoba, dla której tę opiekę się ustanawia. Na podstawie tej umowy decyzję o wydaniu dziecka Białorusi podjął Sąd Rejonowy w Lublinie.