- Z zebranych dowodów oraz zeznań świadka wynika, że pani Janina we wskazanej dacie nie zmarła. Żyje, a więc ten wspomniany akt zgonu stwierdza zdarzenie niezgodne z prawdą - ogłosił w Lubartowie sędzia Paweł Rybicki. Pan Tadeusz, siostrzeniec opiekujący się 91-letnią panią Janiną, przyznał, że koszmar nareszcie się kończy. Jak mówił, lekarka, która orzekła zgon jego ciotki, wciąż się nią opiekuje: - Przychodzi, bada ciśnienie. Parę razy była. Dopytywany przez reportera RMF FM, czy rozmawiali z nią na temat dramatycznych wydarzeń, zaprzeczył: - Nic nie chce mówić, ani słowa. Lekarka: Nie potrafię tego wytłumaczyć Cała historia rozegrała się w pierwszych dniach listopada. Rodzina stwierdziła, że 91-latka nie oddycha, tętno nie było wyczuwalne. Lekarka wypisała akt zgonu, krewni pani Janiny rozpoczęli przygotowania do pogrzebu. W chłodni zakładu pogrzebowego zauważono jednak, że starsza kobieta żyje. Z lekarką, która wypisała akt zgonu, rozmawiał po wszystkim reporter RMF FM Krzysztof Kot. - Pracuję 28 lat, stwierdzałam setki zgonów. Wykonałam wszelkie czynności, jakie wykonuje się przy określeniu zgonu, nie było żadnych oznak życia. Pacjentka ma 91 lat. W chwili obecnej jest w doskonałej formie, a nie potrafię wytłumaczyć, jak do tego doszło, że ocknęła się po 10 godzinach - mówiła wówczas lekarka. - Sprawdziłam puls na przedramieniu, na tętnicy szyjnej, osłuchiwanie akcji serca, płuc, stwierdzenie, czy jest oddech, czy nie ma, szerokość źrenic, reakcje źrenic na światło. Był brak wszystkich oznak życia - podkreślała. Zaznaczyła, że z medycznego punktu widzenia 91-latka nie żyła. - Ja nie jestem w stanie tego wytłumaczyć, jak do tego doszło - dodała. (edbie) Krzysztof Kot