Robione są próby rekonstrukcji wszystkich najważniejszych wydarzeń wojennych, w których brali udział polscy żołnierze, począwszy od początków państwa polskiego. Na ziemiach zamojskich od kilku lat też obserwujemy to zjawisko. W samym Zamościu co roku organizowane jest widowisko historyczne pod nazwą "Szturm twierdzy Zamość 1648", w którym wojskom kozacko - tatarskim nie udaje się zdobyć siedziby rodu Zamoyskich. Bardzo ciekawie - począwszy od 2000 roku - przedstawia się rekonstrukcja największej kawaleryjskiej bitwy 20. wieku jaka miała miejsce w 1920 roku w Wolicy Śniatyckiej, a znana większości jako bitwa pod Komarowem. Są również robione inscenizacje historyczne walk partyzanckim z 1944 roku pod Osuchami. v Oczywiście to tylko wybrane miejsca, które próbuje się upamiętnić i przywrócić do świadomości społeczności lokalnej. Ostatnią rekonstrukcją jaką można było obejrzeć na ziemiach zamojskich była inscenizacja ostatniej kawaleryjskiej bitwy kampanii wrześniowej, która miała miejsce 23 września 1939 roku pod Krasnobrodem. Ciekawostką jest, że była to jedyna szarża kawalerii polskiej na kawalerię niemiecką podczas kampanii wrześniowej, a co najważniejsze- szarża zwycięska. Najprawdopodobniej była to też ostatnia w Europie typowa bitwa kawaleryjska. Po stronie polskiej walczyli dowodzeni przez ppłk Bohdana Stachlewskiego konni 25 Pułku Ułanów Wielkopolskich wchodzącego w skład Nowogrodzkiej Brygady Kawalerii. Do potyczki doszło na wzgórzu niedaleko klasztoru. Pomimo stoczonych zwycięskich bojów, ostatecznie Krasnobród przejęli Niemcy, a ułanów, którzy dostali się w krzyżowy ogień karabinów maszynowych z potyczki wyszło z życiem zaledwie trzydziestu. Bitwa pod Krasnobrodem zbiegła się w czasie z tzw. drugą bitwą tomaszowską. Pierwsza trwała od 17 do 20 września, zaś druga od 22 do 27 września. Była to druga, po bitwie nad Bzurą, największa batalia kampanii wrześniowej. Obie bitwy pod Tomaszowem Lubelskim zakończyły się klęską wojsk polskich, które próbowały się przedostać do Rumunii. W efekcie kapitulacji do niewoli niemieckiej dostało się ponad 25 tys. żołnierzy i oficerów. Po 69 latach mogliśmy obejrzeć rekonstrukcję bitwy o Krasnobród z elementy zwycięskiej szarży 25 Pułku Ułanów Wielkopolskich. Na polach graniczącej z Krasnobrodem wsi Borki stawiło się 22 ułanów kawalerii ochotniczych wchodzących w skład Szwadronu Jazdy RP Oddziału Terenowego Ziemi Zamojskiej im. 9 Pułku Ułanów Małopolskich, Konnej Grupy im. 7 Pułku Ułanów Lubelskich oraz Roztoczańskej Konnej Straży Ochrony Przyrody im. 25 Pułku Ułanów Wielkopolskich. Niestety w tym roku polska kawaleria nie mogła "utrzeć nosa" kawalerii niemieckiej, gdyż konnych z Niemiec po prostu nie było. Niewykluczone, że już od przyszłego roku na przeciw siebie stawać będą konni obu walczących stron. W tym roku wspierana oddziałami piechoty i wojsk zmechanizowanych kawaleria polska musiała stawać w szranki z wrogiem, który wystawił piechotę i wojska pancerne. Po obu stronach walczyło 43 piechurów (z pięciu grup rekonstrukcyjnych), a rany opatrywało 6 sanitariuszek. Polskie siły zbrojne ogniem wspierał samochód pancerny wz. 34 oraz armata przeciwpancerna Bofors wz. 36. Pociski wystrzelone z Boforsa kilkakrotnie trafiły niemiecki lekki czołg PzKpfw II. Na polach bitwy dostrzec można było również namioty szpitali polowych, które dość szybko wypełnili ranni w bitwie żołnierze. Ale zanim to nastąpiło były długie chwile oczekiwania. Wprawdzie na wojnie dowódcy nie rozpoczynali bitew z zegarkiem w ręku, jednak widowiska historyczne tak właśnie powinny się zaczynać. I tak miało być, jednak potyczka nie mogła rozpocząć się bez niemieckiego czołgu, a ten dojechał spóźniony półtorej godziny. Denerwowali się wszyscy, zarówno uczestnicy rekonstrukcji, jak i licznie przybyli widzowie. Wszyscy stali w deszczu, który tego dnia nie popuścił ani na chwilę. - Patrzyłem na sprzęt i zziębniętych ułanów, ale w ich oczach widziałem to coś... satysfakcję i dumę, że właśnie tu są, że mogą spełnić swój obowiązek. Rotmistrz miał sine usta, a jego mundur zmienił kolor klejąc się do zmokniętych pleców. Z jego rogatywki kapała woda wprost na blade policzki . Ten żołnierz zapewne powtarzał w duchu najważniejszy na wojnie rozkaz "CZEKAĆ!" - relacjonuje długie oczekiwanie na wroga pułkownik Tomasz Dudek ze Szwadronu Jazdy RP O/T Ziemi Zamojskiej. Aby trochę wypełnić czas oczekiwania ułani zaczęli improwizować. Robili rozpoznanie terenu, dochodziło do małych potyczek, krótkiej wymiany ognia. I w końcu dojechał czołg. Bitwa mogła się rozpocząć. Lubelscy kawalerzyści wyszli na rozpoznanie terenu, zostali zauważeni przez wroga i doszło do wymiany ognia. Niemcy widząc swoją przewagę liczebną oraz w sprzęcie wyszli na pozycje. Kawaleria ruszyła do ataku. Pierwsza szarża załamała się po wkroczeniu na pole walki czołgu z grenadierami. Ale to nie koniec bitwy, w sukurs ułanom przyszła piechota. Rozstrzelały się granatniki, bez wytchnienia waliła armata. I w końcu stało się, czołg stanął w płomieniach. Kawaleria przystapiła do drugiej szarży. Tym razem opór wroga był zbyt słaby, by powstrzymać pędzących z impetem żołnierzy. Padały kolejne umocnienia wroga, jeszcze ostanie cięcia szablami, pojedyncze strzały i pozostali przy życiu Niemcy zostają wzięci do niewoli. Bitwa zakończyła się zwycięstwem wojsk polskich! - Konie grzęzły aż po same nadgarstki, z nieba lało bez chwili spokoju, temperatura sięgała zaledwie 6 stopni. W takich warunkach spędzić kilka godzin w siodle wymaga wielkiego poświecenia. Ta rekonstrukcja była wielkim hołdem dla kolegów z 25 PUW, którzy na tych wzgórkach walczyli we wrześniu 1939 roku - powiedział Tomasz Dudek. Uczestnikom rekonstrukcji należą się wielkie brawa za to, że pomimo tak niesprzyjających warunków pogodowych pokazali licznie zgromadzonej ludności kawałek historii, która się odbywała przecież wcale nie tak dawno i na ich ziemi. Inscenizacje historyczne są bardzo widowiskowe, ale też bardzo niebezpieczne. Szczególnie te z udziałem koni. Nie bez przesady można powiedzieć, że ułani ryzykują zdrowiem, a nawet życiem. - Szarża w galopie na wroga i nagły rozkaz- odwrót! Niemiecki czołg z lasu wyjeżdża wprost na nas. Sytuacja niebezpieczna, na tyle szarżują w cwale, a przód już zawraca. Konie w pędzie mijają się w odwrotnych kierunkach, a ułani kolanami biją się nawzajem. Wszędzie wybuchy, dym, konie zdezorientowane, my szable w bojowym szlifie... prawdziwa wojna - powiedział Tomasz Dudek. Po zakończeniu inscenizacji można było zauważyć zadowolenie wśród jej uczestników. Rozkaz został wykonany, wróg pobity. - Pomimo bardzo trudnych warunków pogodowych na szczęście nikomu nic się nie stało. Wszyscy byli zadowoleni, nie dochodziło do zatarczek pomiędzy kawalerią i piechotą, wszyscy uczestnicy rekonstrukcji byli bardzo podekscytowani - dodaje rotmistrz Wojciech Brykner ze Szwadronu Jazdy RP O/T Ziemi Zamojskiej. Są plany, by impreza w Krasnobrodzie odbywała się cyklicznie. Pierwszy krok został już zrobiony. Patrząc na ludzi, którzy brali udział w organizacji, możemy być spokojni, że w kolejnych latach rekonstrukcja odbędzie się z jeszcze większym rozmachem. Byle tylko pogoda dopisała. wald