Oburzony postępowaniem chłopców ojciec dziewczynki opowiedział o wszystkim policjantom, a ci od razu przekazali sprawę do sądu rodzinnego. Sąd wysłuchał dziś matki chłopców i ojca poszkodowanej. Kobieta obiecała, że poważnie porozmawia z malcami i dopilnuje, aby nikogo już nie obrazili. Z ust mężczyzny padły słowa o wybaczeniu. Tak sprawę umorzono, oszczędzając dzieciom stresu. Niemniej dla Grażyny Nazarewicz, rzecznika praw ucznia z lubelskiego kuratorium cała ta historia to strzelanie z armaty do muchy: - Nie wiem czy skala wydarzenia potrzebowała aż uruchomienia machiny sądowej. Można było przecież załatwić problem inaczej: rozmową z policjantem w obecności rodziców, może spotkaniem z psychologiem. Co prawda pani rzecznik przyznaje, że problemów z dziećmi jest coraz więcej: "związanych z przemocą, z dilerowaniem dzieci, z pobiciami, z kradzieżami i tu potrzebna jest interwencja, ale żeby za przezwiska do sądu?". Niestety okazuje się, że skoro policjanci przyjęli zawiadomienie o wybryku dziecka, o incydencie z jego udziałem, to nie mieli innego wyjścia, bo takie są przepisy. Być może nie byłoby sprawy, gdyby ojcowie dzieci wcześniej wyjaśnili sobie wszystko na spokojnie, ale posypały się obelgi, w ruch poszły pięści. Na koniec adwersarze wzajemnie się opluli...