Obwiniona sędzia podkreślała we wtorek w SN, że takie zdarzenie przytrafiło jej się ten jedyny raz w życiu. Na swą obronę dodała, że mimo iż ten proces o podział majątku między byłymi małżonkami trwał od 1994 r. do 2005 r., żadna ze stron nie złożyła skargi na przewlekłość postępowania. Rzecznik dyscyplinarny zarzucił jej uchybienie sędziowskim obowiązkom przez niewywiązywanie się z pracy szefa wydziału, gdy od 2005 do 2008 r. sędzia P. przetrzymała w swym biurku wydane postanowienia, nie rozesłała ich stronom, a po wydanym wyroku nie nadała biegu złożonym apelacjom. Ostatecznie sprawa została umorzona, bo w okresie przetrzymania akt strony się porozumiały i cofnęły apelacje, którego to wniosku sędzia P. zresztą nie rozpoznała - za co też ma zarzut. - W tej sprawie był pat, strony nie mogły się pospłacać i negocjowały. Proces trwał już kilka lat. Zgodziłam się na te ich nieformalne rozmowy, ale nie zawiesiłam postępowania, a powinnam je zawiesić no i nie rozpoznałam wniosków o cofnięcie apelacji - wyznała z rozbrajającą szczerością przed Sądem Najwyższym sędzia P., pracująca w wymiarze sprawiedliwości 40 lat. Dodała, że był to dla niej trudny czas, bo ubywało sędziów w jej wydziale, a co miesiąc wpływało kilkaset nowych spraw - wszystkie one musiały przejść przez jej ręce, jako szefowej wydziału. W lutym tego roku Sąd Apelacyjny w Lublinie ukarał za te przewinienia sędzię P. karą nagany. Zaskarżył ją do Sądu Najwyższego minister sprawiedliwości, uznając tę karę za niewspółmiernie łagodną. Rzecznik dyscyplinarny, sędzia Artur Ozimek, przekonywał SN, że kara nagany jest adekwatna i powinna zostać utrzymana. - Trzeba brać pod uwagę nie tylko okoliczności obciążające, ale też łagodzące - pani sędzia nigdy wcześniej nie była karana dyscyplinarnie - mówił. SN karę zaostrzył, uznając racje ministra sprawiedliwości. Zamiast nagany wymierzył sędzi P. karę dyscyplinarną odwołania z funkcji przewodniczącej wydziału. - Doszło tu do rażącego naruszenia obowiązków. Kary dyscyplinarne mają służyć nie tylko represji wobec sędziów nie pracujących właściwie, ale też chronić interes służby - mówił w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia SN Waldemar Płóciennik. - Pani sędzia wspominała, że miała dużo obowiązków. Może więc pora od nich odpocząć - dodał sędzia na koniec uzasadnienia wyroku, który jest już ostateczny. Na jego mocy Maria P. będzie szeregowym sędzią.