- Sąd nie stwierdził, aby w sprawie doszło do przestępstwa przeciwko wyborom - powiedziała we wtorek w uzasadnieniu postanowienia sędzia Monika Kazubińska-Kręcisz. Lubelski sąd okręgowy rozpatrywał trzeci protest wyborczy w sprawie wyborów burmistrza Dęblina. Wszystkie złożyli przedstawiciele komitetu wyborczego Dariusza Cenkla (bezpartyjny,) który był kontrkandydatem Włodarczyka (bezpartyjny). Dwa poprzednie protesty, dotyczące m.in. błędów podczas kwalifikowania głosów jako ważne lub nieważne, sąd uwzględnił i nakazał ponowne licznie głosów oddanych podczas wyborów w listopadzie 2010 r. w trzech komisjach wyborczych - nr 3, 5 i 9. Wyniki liczenia głosów w tych komisjach za każdym razem różniły się nieco w liczbach, ale nie zmieniły ostatecznego rezultatu wyborów - zwycięzcą w pierwszej turze okazywał się Włodarczyk. Po trzecim liczeniu głosów, które odbyło się październiku ubiegłego roku, przedstawiciele komitetu wyborczego Cenkla w proteście wyborczym wykazywali, że po tym liczeniu znacznie wrosła liczba głosów nieważnych, że w jednej z komisji znalazło się więcej kart oraz to, że karty zostały przywiezione z sądu do urzędu w dzień poprzedzający liczenie i nie wszystkie koperty były odpowiednio ostemplowane. Uważali, że doszło do zmian w kartach poprzez naniesienie na nie dodatkowych skreśleń, co czyniło oddane głosy nieważnymi. Twierdzili także, że podłożono zupełnie nowe karty wyborcze. Sąd dokonał oględzin kart wyborczych i - jak powiedziała sędzia Kazubińska-Kręcisz - nie było tam kart, które tak różniłyby się od innych, aby można było uznać, że zostały dołożone po poprzednich liczeniach. Wnioskodawcy zgłaszali wniosek o zbadanie kart przez specjalistów od pisma ręcznego. Wycofali go jednak, gdy sąd uwarunkował dopuszczenie tego dowodu od wpłacenia przez nich zaliczki 10 tys. zł na poczet tego kosztownego badania (jego przedmiotem byłoby kilkaset kart wyborczych). W ocenie sądu, pięć kart więcej niż podczas poprzedniego liczenia, które znalazły się w jednej z komisji, nie może być dowodem na dokładanie kart, ponieważ, aby wyjaśnić, skąd się one wzięły, trzeba byłoby dokonać wielu innych czynności, m.in. oględzin wszystkich kart w danym obwodzie głosowania. Ponadto, jak zaznaczyła sędzia, pięć głosów nie miałoby wpływu na wynik wyborczy. Autorzy protestu zapowiedzieli złożenie zażalenia do Sądu Apelacyjnego. - Karty były badane tylko w trzech komisjach, a co się działo w pozostałych? Orzeczenie sądu nie jest dla mnie wiarygodne - powiedziała dziennikarzom Hanna Kopeć. W wyborach na burmistrza Dęblina startowało trzech kandydatów - Włodarczyk, Cenkiel oraz Krzysztof Uznański (PO). Po przeliczeniu głosów w listopadzie 2010 wygrał w pierwszej turze Włodarczyk uzyskując 3614 głosów, czyli 50,26 proc. Cenkiel zdobył 2732 głosy (38 proc.), a Uznański - 844 głosy (11,74 proc.). Zwycięstwo w pierwszej turze dało Włodarczykowi 19 głosów ponad wymaganą większość bezwzględną. W kwietniu ubiegłego roku po ponownym przeliczeniu głosów w komisjach nr 3, 5 i 9 (gdzie miało dojść do uchybień) wyniki zmieniły się nieznacznie - Włodarczyk dostał osiem głosów mniej, Cenkiel cztery głosy mniej, a Uznański jeden głos więcej. Włodarczyk znów uzyskał 50,24 proc. głosów. Po trzecim liczeniu głosów, przez komisje w nowych składach, Włodarczyk uzyskał w wyborach 3574 głosy, czyli 50,32 proc., Cenkiel - 2700 głosów, czyli 38,01 proc. a Uznański - 829 głosów, czyli 11,62 proc. Zwycięstwo w pierwszej turze dało Włodarczykowi 22 głosy ponad wymaganą większość bezwzględną. Włodarczyk był burmistrzem Dęblina w poprzedniej kadencji. Od wyborów samorządowych był już zaprzysięgany na burmistrza trzy razy. Za każdym razem bowiem, gdy sąd uwzględniał protest, wybory były unieważnione a władzę w mieście pełnił pełnomocnik wyznaczony przez premiera. Po ponownych liczeniach, kiedy okazywało się, że Włodarczyk został wybrany na burmistrza, odbywało się jego zaprzysiężenie.